dodano: 2009-05-29 08:58 U2 – No Line on The Horizon
Irlandzki kwartet zaangażował najtęższych magów od studyjnej roboty Briana Eno, Daniela Lanoisa i Steve’a Lillywhite’a. Ta kondensacja koncepcji i umiejętności korzystania z narzędzi studyjnych jest może największym grzechem tej płyty. Rock w wykonaniu U2 miał zawsze w sobie wiele naturalności, spontanicznej energii i żywiołowości. Tym razem wszystko jest podporządkowane koncepcji i zabiegom producenckim.
Zagubione często w elektronicznej pajęczynie klasyczne irlandzkie brzmienie perkusji, basu i słynna fruwająca w przestworzach gitara Edge’a oddalają nas od surowego piękna słynnego albumu The Joshua Tree z 1987. Jest jednak kilka znaczących kompozycji (Magnificent, Moment Of Surrender, I’ll Go Crazy If I Don’t Go Crazy Tonight, White As Snow, Cedars Of Lebanon). Sporo jak na jedną płytę.
Jest znowu silny, rozedrgany emocjami i przekonujący głos Bono. W wysmakowanej elektronicznej otulinie nadspodziewanie dużo znaczą wielobarwne linie gitarowe. Może nawet tych klawiszowych ozdobników za dużo, jak na zespół o klasycznym składzie instrumentalnym.(np. w utworze Magnificent). U2 wplata na tej płycie różne wątki stylistyczne sięgając do gospel, funky a nawet techno. Najbardziej tajemnicze pozostaje nagranie FEZ- Being Born, kolaż estetyki kraut-rocka i wpływów arabskich. Płyta na XXI wiek, daleka od rockowych korzeni (wyjątek to piosenka Stand Up Comedy), uwikłana w sieci cyfrowego produktu muzycznego z ambicjami do przekazu ważnego przekazu artystycznego.
Ryszard Gloger
|