2008-05-18 19:09:45 Tour de Hetmańska Jechałam zupełnie 'PO LUDZKU',prosto nawet ,bez skrętów i zakrętów,spokojnie,na pewno nie przekroczyłam dozwolonej w mieście prędkości 50 km/h...nie
mogłam..no nie!Jechałam rowerem...i nic nie zapowiadało,że jazda ta zakończy się tak boleśnie,żadnych znaków na niebie..chyba nawet chmur nie
było;)
Kiedy znalazłam się na rondzie,przeprowadziłam rower przez pierwsze pasy,ale przy drugich chyba miałam lenia(przyznaję bez bicia),bo
pamiętam(!)że podjechałam(z rozwagą:)pod krawężnik i kiedy znalazłam się na środku wysepki,nagle,jak ten nieporadny zwierzak,runęłam jak dłuuuuga na
beton(jakim cudem,naprawdę NIE WIEM,może krasnoludek wykręcił kierownicę..albo meszki giganty wpadły między szprychy?nie pamiętam..)Leżałam i
jęczałam,pierwsza myśl jaka przeszła mi przez głowę..'beznadziejna gapa'...druga:'maatkoo..jestem na środku skrzyżowania'.Rower chyba ważył w tym
momencie tonę,bo podnieść się nie mogłam,dysząc i sapiąc walczyłam z machiną..w końcu udało mi się spod niego wygramolić.Zdołałam tylko zauważyć
rozwalony łokieć i piękny wzór z kamyków i piachu na moich spodniach.
Dziarsko(jak na moje możliwości)wstałam i ruszyłam w kierunku kolejnego
przejścia dla pieszych..ale dziiiiwny ten świat..w głowie zaczęło dzwonić i szumieć:( Wszystko dookoła rozmywało się i rozpływało..obraz zrobił się
zamazany,jakbym patrzyła przez porządnie zabrudzone okno,momentalnie zaczęłam opadać z sił,zrobiłam kilka kroków,ulica zaczęła wirować i dziwny szmer
zalał moje uszy..Strach zmieszał się z gorącym powietrzem,zdążyłam oprzeć rower o drzewo i wyciągnąć telefon..wybrałam numer..połączenie,ale mój
organizm odmawiał posłuszeństwa, brakowało sił,żeby mówić,o logice i składności zapominając.
-Już dzwonię na pogotowie!usłyszałam w
słuchawce..osunęłam się na chodnik.
Staram się nie panikować(ale tutaj strach wziął górę)bo odporna na ból nie jestem zupełnie..siedziałam sama
przy drzewie i musiałam wyglądać jak pajac porzucony w kącie przez niegrzeczne dziecko..w mojej głowie tłukło się tysiąc pięćset siedemdziesiąt
dziewięć myśli
-Co się ze mną dzieje?hhalo....tu ziemia..tu ziemia..
Głowa ciężka,przy każdym ruchu miałam wrażenie,że siedzę na karuzeli i
zaraz...
..telefon:
-Musisz sama zadzwonić na pogotowie,oni chcą wiedzieć
co ci jest i gdzie dokładnie jesteś
Co mi
jest..:(?właśnie..co mi jest...
dzwonię:
-Imię i nazwisko? Gdzie pani jest?
-Na rondzie,na skrzyżowaniu Głogowskiej z
Hetmańską...
eeee...to nie jest Głogowska i tutaj zaczęły się pokrętne tłumaczenia,przerywane głębokimi westchnieniami(z obu stron słuchawki;)moja
zdolność orientacji została wystawiona na próbę,opisałam najdokładniej jak mogłam okoliczne ulice i punkty charakterystyczne,a pan po drugiej stronie
słuchawki stwierdził,że to Dolna Wilda jednak:)Czekam..cierpliwie,
obraz zaczął powoli wracać do normy..
Nagle pojawił się pan..z rowerem:)
Czy coś się stało?
Co się dzieje?
-Nie wiem co się dzieje,nie mam zupełnie sił,ręka boli
Zaraz przyjedzie karetka..
-Musi sobie pani
zmierzyć ciśnienie!!
-(??)Chyba jeszcze miałam kapeńkę zapasowych sił..bo pan zauważył moje zdziwienie.
-Może pan mierzyć co chce..przecież ja
i tak nic nie wyczuwam...stwierdziłam zrezygnowana.Po fachowej obsłudze mojego nadgarstka przemiły mężczyzna stwierdził,że jest 'około
siedemdziesięciu' i że on musi do pracy:)
Nie wiem ile minut jeszcze w samotności kontemplowałam swój beznadziejny przypadek,ale w końcu
usłyszałam dźwięk nadjeżdżającej karetki..
Służba medyczna pierwsza klasa:)sprawdzili co trzeba,
zbadali jak należy,ciśnienie wzorcowe
120/80(dawno takiego idealnego nie miałam;)ciamajdę pocieszyli,papiery uzupełniać zaczęli..nazwisko? Gamoń..niee..Gamoniowa..tak będzie
lepiej-pomyślałam ze wstydem,choć posłusznie podałam prawdziwe dane.
Transport do domu już czekał.Kochana koleżanka przerwała praktyki,żeby
rowerową akrobatkę wyratować z opresji..
Pojawił się tylko mały problem,jak wpakować rower
w Cinquecento??W ciągu dwóch sekund wyrósł przed
nami słusznej budowy,młody mężczyzna,który stwierdził,że po prostu,najzwyczajniej w świecie,za kilka chwil rower będzie w samochodzie..(?)miał
rację,znalazł się,tylko na zakrętach fotel pasażera trochę za bardzo odchylał się do przodu,ale do domu było blisko,więc już bez rewelacji dotarłyśmy
do upragnionego celu.Tego dnia grzecznie odpoczywałam,a rower zerkał na mnie z politowaniem;)
efekty : Rower cały,ja też,tylko stłuczony
łokieć nabrał obcych kolorów(z przewagą barw wojennych),a na nogach pojawiły się piękne siniaki,jeden kształtem do złudzenia przypomina Australię,a
trzy pozostałe jakieś większe wyspy..mam lenia,nie chce mi się sprawdzać w atlasie,co to może być..;))
| |