2008-05-16 11:00:37 60 minut + „Za opóźnienie uprzejmie przepraszamy”. Oj, no naprawdę nie trzeba. Takie tam opóźnienie. No nie, doprawdy drobnostka. Przecież mi się
wcale nie spieszy. Ja tylko wracam zmęczona do domu, a tam ino chciałam zrobić sobie herbatę, zjeść kolację, odsapnąć, posłuchać radia, obejrzeć film,
zrobić pranie, umyć głowę, poodkurzać, położyć się spać... dalibóg, nic wartego uwagi.
Przez chwilę pociesza mnie myśl, że mam przy sobie
książkę, ale chwila ta radosna długo nie trwa, bo - za skarby żadne - na tym dworcu skupić się nie mogę. Myśli zagłuszają mi trzeszczące głośne
przeprosiny - zdzierające głośniki i uwagę zajmują gołębie kolejowe – zagorzałe fanki spotów red bulla…. Wiec nerwowo się przechadzam,
lawiruję, trochę siedzę. Czuwam. Czekam. I się wściekam.
Po godzinie żłoby osiołkom nakryto i podano na peron 4a dwa pociągi: na pierwsze
danie - ten opóźniony i na drugie - ten, który planowo wyjeżdża o 19.00.
Liczną drużyną, pod sztandarem logicznie myślących –
szczelnie nadzialiśmy znużonymi ciałami wagony tego pierwszego. Powinien przecież odjechać jako pierwszy. POWINIEN.
Po 10 minutach farsz
zaczął się jednak bokiem wymykać. Boczkiem, boczkiem… Bo ktoś-gdzieś-piąte-przez-dziesiąte, że jednak TEN PLANOWY pociąg odjedzie jako
pierwszy.
Niczego więcej nam nie było potrzeba. Chcemy jak najszybciej wrócić do domu! DAWAJ! Przelaliśmy się więc na tor drugi, do TEGO
pociągu.
Po 10 minutach… gdy zajęłam nowe miejsce i prawie usnęłam, zobaczyłam spod opadającej powieki, że - sytuacja się powtarza.
Ludzie znowu przesypują się do pociągu na torze pierwszym, bo wieść gruchnęła, że jednak nie TEN, a TAMTEN…
Boże, daj po łapach temu
kto zabawia się tą klepsydrą!
Ja nie dałam już rady wstać i przejść naprzeciw.
Zostałam w prawie pustym pociągu, który rzeczywiście
wyjechał jako drugi.
A na pierwszym napotkanym przystanku zapełnił się po brzegi.
Do domu jakoś trafiłam, choć nie powiem – o mało
co - a usnęłabym przy otwieraniu drzwi.
*
Dziś rano - powtórka z rozrywki.
Uwielbiam tak z rana siedzieć w pociągu, na jakiejś zagubionej
w trawie bocznicy i czekać aż wszystkie pociągi pospieszne, przejadą. Bo jak wiadomo pospieszne nazywają się pospiesznymi, nie dlatego, że jeżdżą
szybko, ale dlatego że wszystkie osobowe z drogi im schodzą i pierwszeństwo dają.
W pracy wylądowałam z półgodzinnym opóźnieniem.
Jest
naprawdę bosko. Mam 30 minut pracy mniej, jakby nie patrzeć. Dzięki.
*
Ja wiem – wypadek. Rozumiem. Wiem. Wiem to teraz.
Dlaczego
dopiero teraz?
Bo jest taka jedna gira w PKP, taka strasznie krótka, krzywa i ułomna tak, że żal serce ściska. Nóżkę tę biedną kaprawą -
INFORMACJĄ zwą.
Czy naprawdę zamiast puszczać w kółko cholerne przeprosiny, notabene nieszczere, bo klepane przez jakiegoś mechanicznego
pajaca – nie można powiedzieć pasażerom DLACZEGO i SKĄD to i tamto opóźnienie? Po ludzku po prostu wyjaśnić O CO BIEGA. I powiedzieć wyraźnie
KTÓRY pociąg pierwszy wyruszy? Czy naprawdę jest to przeszkoda nie do pokonania? Gwiazdka? Manna z nieba?
Jestem zmęczona.
Cieszę
się, że już koniec tygodnia.
Cześć.
| |