OCENA: 4.86 Skomentowane  
  Kategorie:  O dzieciach, troszkę | Po co pisać bloga? | Skomentowane | Z archiwum pamięci |

2010-03-28 22:06:31
Werther

Oto banalna historia miłosna: on kocha ją, ona kocha jego, ale zaręczyła się z innym. Wszyscy cierpią, wiadomo. Na dodatek ona - uosobienie wszelkich cnót, skoro innemu przysięgała po grób, tym samym do grobu doprowadziła drugiego. W naszych czasach by to nie przeszlo. Jakoś by to załatwili w trójkę, ale gdzie romantyzm?

I właśnie. Tu romantyzmu było pod dostatkiem. Nawet ja, bez cienia tkliwości i tym podobnych farmazonów, ocierałam ukradkiem łezkę.

Śpiewacy targali mymi uczuciami do szpiku kości. Byli dynamiczni i przekonujący nie tylko w słowie śpiewanym ale i w ruchu. I chociaż wiedziałam, że Werther i tak w końcu zginie, to łudziłam się, że może jednak nie.

I tu trochę się skrzywię, bo za długo "umierał". Strzelił sobie w głowę i padł. Dokonało się. Ale kiedy wszyscy już skłonili głowy nad jego śmiercią - zaczął śpiewać. Mało tego, podniósł się i przemieścił na fotel, z którego po chwili zwisnął nieżywy. Acha! Akurat nieżywy. Długo nie mógł się rozstać ze światem, bo jeszcze miał dużo do wyśpiewania. Również na stojąco. Aż wreszcie padł. Nieżywy.
A nie, nie. Jeszcze nie. Dopiero po kolejnej pięknej partii.

Teraz Charlotta. Niby taka cnotka, a się z Wertherem całowała i miłość mu wyznawała. To jak, zdradziła męża czy nie?

A najbardziej intryguje mnie jej rodzeństwo. Ona plus minus, mogła mieć ze dwadzieścia lat. Jej siostra ze dwa, trzy mniej, ale pozostałe rodzeństwo? Dziesięć sztuk drobiazgu?? To w jakim wieku była jej matka??

Acha. I ta zacna dziewczyna wzięła na swoje barki wychowanie tego drobiazgu, bo im rodzicielka zmarła (dla podniesienia dramatyzmu). I jak się szykowała na bal, to w sukni balowej kroiła im chlebek (Charlotta, nie matka).

I tu kurczę, niesmak do wyświetlanego tekstu. Porównałabym to do bryku - marnego streszczenia lektury.

Na scenie wysoka kultura, a na górze chłam. To pasowało jak nie przymierzając wół do karety.

Trochę brakowało mi też typowego dla Werhera symbolu - żółtej kamizelki, ale się tego tak bardzo nie będę czepiać.

Żeby nie kończyć minusem, bo opera podobała mi się mimo wszystko - urzekła mnie scenografia. Bardzo realistyczna, moim zdaniem.

I oczywiście śpiewacy - całą swoją grą.


  Komentarze (0)   |   Oceń (4.86)   |   Skomentuj  


Musisz być zalogowany, by dokonać tej operacji...

autor: Gagatka

o mnie
kontakt
prawa autorskie

<<   Kwiecień 2024   >>
pnwtsrczptsoni
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
Skomentowane

najnowsze wpisy

    Eureka!
    Znasz?
    Kura domowa wraca do pracy
    Retoryka dziecięca
    Stary Donald
    Znasz?
    Znasz?
    Obserwacje anatomiczne
    Negocjacje
    Duma