2008-12-17 08:18:36 Do trzech razy sztuka W pierwszym roku było najgorzej, choć było tylko delikatne szczucie marchewką:
- Bo dlaczego, ach dlaczego pani nie przyjdzie? Przecież będzie
miło, mamy sernik, barszcz i grzybki. Niech pani przyjdzie. Niech się pani integruje. Niech pani nie będzie taka dzika.
Nie
poszłam
*
W drugim roku był bat:
- A dlaczego znowu nie?! NAPRAWDĘ wypadałoby przyjść! Dlatego BARDZO panią proszę! Proszę się nie
wygłupiać. To polecenie służbowe. Ma Pani przyjść.
Nie poszłam
*
I wczoraj. Trzecie moje tutaj święta
- A na wigilię pani
przyjdzie?
- Nie
- Acha, czyli tradycyjnie
- Tak, wigilijna tradycja - rzecz święta.
I na tym się skończyło. Żadnych szantaży,
żadnych przymusów, żadnych nagabywań.
I może komuś byłoby z tego powodu smutno.
Mi nie jest.
Bo wiem, że gdybyście mnie ciasno spętali
sznurem i taką wetknęli w pudło po butach – to nie czułabym się bardziej skrępowana, niż tam, na tej wigilii. I gdybyście mi usta wypchali
wątróbką smażoną – nie czułabym większego niesmaku, niż tam, na tej wigilii.
- A skąd to pani wie, skoro tam pani nigdy nie było?
- To
niech pan, proszę pana, wsadzi rączkę w ogień, sprawdzimy czy się pan oparzy…hm?
Po trzech latach już nie muszę się migać od wigilii
pracowniczej.
Po trzech latach moje NIE nie wyzwala już w innych natrętnej agitacji.
Ja mogę nie przyjść.
I to jest
piękne.
;-)
Cześć
| |