OCENA: 5 Z archiwum pamięci  
  Kategorie:  O dzieciach, troszkę | Po co pisać bloga? | Skomentowane | Z archiwum pamięci |

2010-01-26 10:43:45
Kino – nie za długo ino

Pamiętacie „Poranki” w kinach? Zaczynały się o dwunastej. Jakby się uprzeć, można tę porę nazwać porankiem. Zależy o której kto wstaje. Ale ja nie o tym ….
W zamierzchłych czasach, czyli w podstawówce jeszcze, zebrałam ekipę sobie równych, czyli równych kumpli i udaliśmy się oddawać się kulturalnej rozpuście w miejscowym kinie.

Tak nas pochłonęli szaleni Bolek i Lolek, Reksio, Makowa Panienka i Krecik, że postanowiliśmy zostać na kolejny seans.

Zaoszczędziliśmy wcześniej na biletach autobusowych, przezornie wychodząc wcześniej i idąc piechtą, więc było za co.

Następny „Poranek” różnił się od pierwszego. Zachęceni taką zmianą, zostaliśmy na trzeci seans. A, co tam! Wrócimy też piechtą!

Straciliśmy trochę poczucie czasu (ale to w świecie bajek nie powinno chyba nikogo dziwić) i zdziwiliśmy się, kiedy wychodząc z przybytku dziecięcej rozkoszy ujrzeliśmy ciemność.

Zgodnie przyznaliśmy, że dobrze jednak, że nie zostaliśmy na kolejnej serii i żwawo na naszych chudych nóżkach ruszyliśmy stawić czoła rzeczywistości, czyli niechybnie rozwścieczonym matkom.

Nie traciliśmy rezonu, mimo naszej nieciekawej najbliższej przyszłości i celebrowaliśmy drogę do domu zagłuszając wewnętrzny niepokój dziecięcą wrzawą.

Irkowi się nawet poszczęściło, bo znalazł cały rulon nowiutkiej bibuły, co zaprzątnęło naszą uwagę na resztę trasy, bo szczerze mówiąc, trochę mu pozazdrościliśmy.

Niestety, im bliżej domu byliśmy, tym nasz entuzjazm opadał a na widok matki Irka, dopadła nas beznadzieja całkowita.

Irek ciepnął bibułą w krzaki, żeby nie posłużyła jego własnej rodzicielce, jako narzędzie wymierzania kary.

W pierwszym odruchu, chcieliśmy się rzucić za nią w celu ratowania materiału papierniczego, ale szybko sobie uświadomiliśmy, że i nasze matki wykorzystałyby rulon w podobny sposób, ruchem jednostajnie przyspieszonym, pokrywając nim nasze wątłe ciałka.

Irek resztę trasy przetransportowany został za ucho. Tu już przestaliśmy mu zazdrościć. A i nasza sytuacja nie była do pozazdroszczenia. Nasze matki, co prawda oszczędziły nam wstydu i nie wylazły z pieczar, ale to nie znaczy, że było mniej boleśnie.

Czemuż to, ach czemuż, w tamtych czasach nie były rozpowszechnione bilbordy z górnolotnym hasłem: „Kocham – nie biję”?

No, pytam się przez łzy, na wspomnienie swojej dziecięcej krzywdy? Czemu?!

  Komentarze (0)   |   Oceń (5)   |   Skomentuj  


Musisz być zalogowany, by dokonać tej operacji...

autor: Gagatka

o mnie
kontakt
prawa autorskie

<<   Kwiecień 2024   >>
pnwtsrczptsoni
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
Z archiwum pamięci

najnowsze wpisy

    Eureka!
    Znasz?
    Kura domowa wraca do pracy
    Retoryka dziecięca
    Stary Donald
    Znasz?
    Znasz?
    Obserwacje anatomiczne
    Negocjacje
    Duma