2009-04-17 09:15:44 O audiencji i kuszeniu Najpierw wizytę złożyła mi koleżanka z liceum, ażeby prosić mnie o poprowadzenie wyborów miss szkoły. Przyszła do mnie do domu, bo akurat miałam urlop
(!) i nie byłam na lekcjach. A ponieważ czegoś strasznie się opierałam przed tymi wyborami - koleżanka zastosowała chwyt marketingowy i dała mi
śliczny, pachnący łapówką wiosenny płaszczyk ze słowami „zastanów się proszę”. I poszła.
Potem przybył mój wychowawca, pan od
matematyki, który uparcie nazywał mnie Emilią, ale niestety nie pamiętam czego chciał. Niewykluczone, że również napierał na mnie w sprawie
poprowadzenia wyborów, albo żądał zmiany imienia.
Wyłuszczywszy swoje postulaty, pan profesor wyszedł oknem mojego pokoju na czwartym
piętrze, a drzwiami wpadła koleżanka ze studiów wraz ze swoją matką. Koleżanka - w stroju na plażę, jej matka w ślicznym, długim do ziemi kożuchu,
którego nie zdjęła ani na chwilę (czemu, biorąc pod uwagę piękno kożucha, wcale się nie dziwiłam). Obie gorąco namawiały mnie, bym zjechała do nich na
wakacje. Na dwa tygodnie. I doprawdy nie wiedzieć czemu na to też się nie zgodziłam. Taka asertywna w tym śnie byłam.
***
Droga
Podświadomości,
chciałabym poprosić o przekład w przystępnej formie „jak-chłop-krowie-na-rowie”, bo dalibóg nie wiem, cóż chciałaś mi
powiedzieć?
| |