2008-10-03 22:08:59 Dzień czwarty - piątek, 03.10.2008 Dzień rozpoczynamy od spaceru na śniadanie do wypróbowanego już Dunki’n Cafe. Po dwa pączusie na głowę i po kawie. W sumie rachunek na 6,10 EUR.
Majątek :)
Postanawiamy się rozejrzeć i przeżyć dzień na darmówkach, dodanych do Barcelona Card. Okazuje się, ze jest to doskonały pomysł.
Wchodzimy do Mariny z 12% zniżką, co daje 15EUR/os. Następnie Colom de Barcelona (Kolumna Kolumba na początku Las Ramblas) gdzie wjeżdżamy windą na
górę, skąd rozchodzi się śliczny widok na dzielnice portowe i Las Ramblas. Warto! Normalnie wejście tam kosztuje chyba 2EUR, ale my wjeżdżamy za
darmo.
Zmykamy na lunch, tym razem w porze lunchu. Wybieramy małą Cerveserię niedaleko portu. Jadają tutaj miejscowi. Zdajemy się na Menu Del
Dia, i jest to kolejny dobry pomysł tego dnia. Przemiły energiczny kelner rasy wschodniej ze wskazaniem na Chiny tłumaczy nam menu. Jemy przepysznie.
Na starter po sałatce owocowej, która w tym kraju smakuje kompletnie inaczej, niż sałatka owocowa typu polskiego, następnie Danie Główne, kawa, piwo i
zostawiamy z napiwkiem 16EUR za dwie osoby. Należy dodać, ze odchodzimy od Las Ramblas nie dalej niż 100m, bo czeka nas niedługo kolejny punkt planu
dnia.
A kolejnym punktem programu, jest zakup biletów na wycieczkę promem po morzu. Normalnie 11,50 EUR, z Barcelona Card – 0,00 EUR :)
1,5h fajnego bujania w Katamaranie wycieczkowym, widoków z morza na Barcelonę, na statki stojące na redzie i wielgachne promy wycieczkowe stojące w
porcie, niczym gigantyczne hotele, ludzi pykających w samotności na wind-surfingu i na Kajtach :) Przywożę stamtąd kilkadziesiąt udanych zdjęć. Piwo
na pokładzie kosztuje 1,6 EUR. Dokładnie o 17 stajemy bezpiecznie na lądzie i udajemy się dalej, czyli…
…na stację metra, które
dowozi nas na tereny, gdzie w 1992r odbyła się olimpiada w Barcelonie - Estadio Olimpico. Jest uroczo, imponująco wielgachnie, ale niestety - trochę
za późno. Pan NON INGLEZE zamyka kraty. Udaje nam się jednak obejść tereny dookoła i zajrzeć na stadion, również okiem naszego aparatu. Zjeżdżamy
autobusem linii 50 (za darmo z BCN Card) do Placa de Espanya, gdzie punktualnie o 19 rozpoczyna się WILGACHNY pokaz fontannowy, czyli balet wodny w
takt muzyki Straussa a następnie trochę nowocześniejszych rytmów. Fontanna jest przepiękna, obserwujemy ją z opuszczonymi koparami przez około pół
godziny, nie wierząc co się dzieje :D Widzimy to wszystko z góry, na której stoi malowniczy pałac. Fontanny wzdłuż alei prowadzącej do Placa Espanya
również tańczą. Jest ich całe mnóstwo.
Schodząc do miasta wpadamy na obiadek do restauracji przy stacji metra, gdzie zamawiamy mixed palates
(Asia tortillę, krokiety, frytki sałatkę a ja befsztyk, frytki i sałatkę). Do tego po wielkim piwie i po Espresso. Uśmiechnięty pan Rasy
Chińsko-Hinduskiej przynosi nam też talerzyk oliwek ON THE HOUSE. Miły starter złożony z 5 gatunków oliwek z przeróżnym nadzieniem. Rachunek 32 EUR,
zostawiamy Jeszcze 2, bo wypada :D
Wracamy do Hotelu bo Asię zaczyna boleć nóżka. Chyba sobie coś naderwała źle stąpając, ale może chodzić. W
domu zastajemy jak zwykle niemiecką parkę, której użyczam komputera, wyposażonego w czytnik kart SD/MMC. Niemcy wysyłają kartkę urodzinowa do swojego
przyjaciela, do której załączają swoje zdjęcia z Barcelony. Na nasze nieszczęście pół godziny później zwala się cała banda Włochów, szczekających po
swojemu i gotujących pastę. Przepędzają nas z dużego (jakieś 16m2) pokoju jadalnego gdzie chcą zjeść. W zasadzie, to nawet lepiej, bo w moim pokoiku
mam większy spokój. Niemcy udają się na spoczynek. Włosi zasuwają po swojemu dość głośno jeszcze do północy, kiedy to zawijają się na miasto. Asia
zasypia koło 23:15 a ja piszę właśnie te słowa podłączony do Internetu przez komórkę, bo już grubo po pierwszej. Co jakiś czas wychodzę przy tym na
balkon zapalić papierosa i widzę dzikie tłumy młodzieży pod La Concha przechodzące grupki imprezowiczów pomocnego policjanta, który wypytuje o coś
żula na skrzyżowaniu wąskich uliczek i myślę sobie, że mimo wszystko będę tęsknić do tego miejsca...
| |