| |
2010-01-29 22:05:16 Zima Jedni się martwią ostrą zimą, a ja śnieżną zimę na swój sposób lubię. Ubiegło tygodniowe mrozy w większości spędziłem w plenerze. Cieplutko się
ubrałem i nawet nie zmarzłem specjalnie. Jedynie ręce wymarzły mi nie miłosiernie. A dlaczego? … wszystko przez te aparaty fotograficzne,
które były okrutnie zimne. Na dodatek trzeba używać niezbyt grubych rękawiczek, bo jak tu trafiać w przyciski, gdy pod palcem kilkumilimetrowa warstwa
rękawiczki. A widoki tej zimy były przepiękne. Te drzewa pokryte śniegiem. Słoneczko ślizgające się rano i wieczorem po powierzchni zamarzniętego
śniegu. Ta rzeka spływająca krą. Te lokomotywy buchające parą.
Ale z drugiej strony biedne ptaki szukające pokarmu. Spotkałem wymarzniętą parę
czapli siwej. Co one tutaj robią. Powinny być chyba teraz w Afryce. Posądzam, że postanowiły zostać w tym roku po doświadczeniach niezbyt srogich
poprzednich zimach. Jak zauważyłem również sarny grupują się w większe stada i blisko podchodzą pod zabudowania. Martwi mnie, że w tym roku jest dużo
mniej ptaków przy moim karmniku.
Już się nie mogę doczekać soboty i niedzieli kiedy znowu wyruszę w plener.
| |
2009-12-21 20:39:58 Przystań rybacka Czekałem od pewnego czasu z przyjaciółmi na mróz i śnieg. Więc jak tylko temperatura spadła, to nie mogłem wytrzymać żeby nie pojechać w plener. Wybór
padł na morze. Zdążyliśmy zaprzyjaźnić się z rybakami z Chłopów. Fajne chłopaki. Od jakiegoś czasu obserwujemy ich ciężką pracę. Ale co będzie teraz
podczas mrozu? Czy wypłyną? … chyba tak, bo ryba potrzebna ludziom na święta. Więc wykorzystam ostatni dzień urlopu. W czwartek wieczorem
zapakowałem się ze sprzętem i ciepłymi ciuchami do pociągu i w drogę, żeby skoro świt być na miejscu. Było co dźwigać ekwipunek w dwóch dużych
torbach.
Lecę do przystani jak tylko się rozwidniło. Wiedziałem, że wypływają przed świtem, ale wtedy nie ma światła do fotografowania. Dmie zimny
wiatr. Prawie wszystkie jednostki zostały na przystani. Tylko jeden kuter odważył się wypłynąć przy ponad dziesięciostopniowym mrozie. Odważni ludzie.
Fala taka sobie, a kuterek raczej z tych mniejszych. Ostra fala przyboju rzucała nim jak piłeczką, ale dalej było już lepiej. No cóż, wiatr smaga
twarz, palce pomimo rękawiczek sztywnieją. Staramy się z przyjaciółmi fotografować pale i pomosty. Podoba nam się to. I tak na powietrzu do późnego po
południa.
Następny dzień bez wiatru, ale temperatura minus 15 stopni. Szybko idziemy na przystań. Patrzymy, a tam bajka. Morze spokojne. Wygląda
jak wielki gar z gotującą się potrawą. Z wody unoszą się opary. Sceneria jak z Balladyny. Prawie wszystkie kutry wyszły już w morze. Ale jeden się
opóźnia i niedługo będzie startował. Jakie to było piękne widowisko, gdy zanurzał się w tym wielkim garze. Powoli znikał w oparach. Na końcu widać
było tylko chorągiewki (zdjęcie przedstawia tą scenę). Pozostawało tylko czekać na powroty kutrów. Ciepła herbata rozgrzewała wnętrzności. Dłuższy
spacer brzegiem rozgrzewał nogi. W głowie kłębiły się myśli jak to będzie jak wrócą i jaka wtedy będzie pogoda.
W pewnym momencie usłyszeliśmy
charakterystyczny klang diesli. Acha! …. wracają gdzieś tam za mgiełkami. Szybki marsz do przystani na końcu zakończony biegiem. Są!!!! Wyłania
się gdzieś nadbudówka kutra. Powoli zbliża się manewrując pomiędzy już rozstawionymi sieciami. Fajnie …. Raz jest do fotografowania z boku, raz
jest z frontu. Wcześniej dowiedzieliśmy się, że rozmawiali z łowiska przez radio. Powiedzieli, że chłopacy aż płaczą z bólu i zimna tak tam jest
trudno w tym mrozie. Chce rozstawić nóżki statywu, a one mi zamrzły. Więc ile mogłem wszedłem trochę do wody i zanurzyłem nogi statywu w wodzie, bo
ona ciepła w stosunku do powietrza. Nogi puściły i mogłem je wyciągnąć. A jak wyglądają sieci po wyciągnięciu z wody? Tego nie wiem. Pewnie zaraz
sztywnieją zamarzając. Kuter jest coraz bliżej brzegu. Pruje na końcu pełną mocą żeby wbić się jak najdalej w brzeg. Mielizna zatrzymuje go jakieś 25
m od brzegu. Rybacy muszą w tym miejscu skakać do wody żeby podjąć linę z dna i podhaczyć do niej swoją linę holowniczą, za pomocą której wciągarka
wyciągnie ich na brzeg. Nieraz takie szukanie liny na dnie i inne prace w wodzie pochłaniają 10 minut. Co idzie fala rybacy podskakują żeby woda nie
nalała im się do gumowych spodni. A lina też swoje waży.
Chłopaki nie robią problemów problemów z fotografowaniem, a czasami sami się wystawiają.
Pewnie wiedzą, że znowu dostaną od nas następnym razem plik swoich zdjęć, co ich bardzo cieszy. Być może swoim krewnym mogą wtedy pokazać jaka ciężka
jest ich praca.
| |
2009-12-05 07:57:15 Poranek Wstałem jak zwykle wcześnie rano. Zaraz wyszedłem na balkon żeby sprawdzić dlaczego tak jasnawo jest na świecie. Zaskoczenie! … ależ ten
księżyc jeszcze świeci. Na dworze pod ulicznymi lampami ciągną się smugi światła, czyli dołem tworzy się mgiełka. Fajnie. Cóż ja „biedny”
miałem zrobić. Szybko się ubrać, zjeść w pośpiechu skibeczkę chleba, wypić łyk herbaty, założyć buty terenowe na nogi … iiii!!!! … o
zgrozo ….. w samochodzie pozamarzały drzwi. Mała szarpanina … jedne od strony pasażera puściły. Znalazłem w samochodzie płyn odmarzający
szyby, psik po szybach …. Uff … ulga … da się jechać.
Ale śliska jezdnia. W reflektorach samochodu majaczą oszronione krzaki.
Pięknie to wygląda. Ogrzewanie ustawione na maksa szybko oczyściło szyby. Jestem na miejscu. Jakaż cisza, zupełny brak wiatru. Z dala słychać tylko
przejeżdżające w oddali samochody. I ten księżyc lekko pochylony nad horyzontem. Wystawiam sprzęt. Ręce marzną. Zaczynam swoją pracę. Jeszcze
ciemnawo, ale próba fotografii na długim czasie udaje się. Zdjęcia lekko niebieskawe, ale za to z księżycem. Może nie z takim dużym jak widzę go gołym
okiem. Idę w kierunku moich ulubionych miejsc. A tu niespodzianka! … znacznie podniósł się poziom wody w rowach i nie ma przejścia. Trzeba
krążyć, a do świtu coraz bliżej. Trudno …. Rozstawiam statyw i robię zdjęcia z innych miejsc niż przewidywałem. Wokół pięknie. W oddali pasą
się sarny. Każdy krzaczek i trawka pokryte pięknymi wzorami szronu. Gdy tak szedłem przez łąki, to aż szkoda było strącać nogami owe piękności.
Oglądając się wstecz widziałem na łące wijące się moje ciemne ślady. Ciekawe? … wydawało mi się, że idę prosto, a wykonywałem jakieś zakrętasy.
Tam sarny, a tutaj łabędzie śpią jeszcze na wodzie. Kilka z nich tylko lekko podniosły głowy gdy usłyszały moje kroki, ale za chwilkę już ponownie
skryły je w swoich skrzydłach. Co one zrobią , bo już część oczka wodnego pokrywa lód. Coraz widniej. Niebo przybrane purpurą i te bezlistne drzewa
tworzą jakiś zaczarowany krajobraz jak z bajki. Może czasami mrocznie to wygląda. Ciągnę całymi płucami ostre czyste powietrze. Przeskakuje
przeszkody, co chwilkę uwieczniam klimaty poranka. Z boku obserwuje dużego drapieżnego ptaka, który próbuje coś upolować. Zapominam o pracy i
obowiązkach. Słońce coraz wyżej, ale lekka mgiełka tłumi ostre światło i jest super. Jakże nie chce się wracać. Niestety trzeba przejść do
codzienności. Wracając widzę moje poranne ślady wydeptane w tej wybielonej krainie. Aż żal, że za chwilkę słońce roztopi te kryształki poprzyczepiane
do roślin. Jeszcze kilka fotek robię łabędziom i w drogę. Po chwili nagle słyszę jakiś łomot. To łabędzie całą grupą startują z wody, łamiąc przy tym
część lodu. Jakże pięknie wyglądał ich klucz sunący po niebie w stronę słońca. Że też nie zrobiły tego przed kilkoma minutami jak byłem w
pobliżu.
| |
2008-06-10 04:49:09 Ważki moja inspiracja W pracy zrobiły się luzy. Jak 8 lat pracuje w firmie jeszcze czegoś takiego nie było. Szef się martwi, a ja jestem zadowolony i mogę odetchnąć. To
nic, że pieniędzy będzie w tym miesiącu mniej (akord). Ale mogę codziennie rano przed praca zostać dłużej na moich ulubionych gliniankach. A co tam
się codziennie dzieje? Kiedyś patrzę, a łyska złapała dużą rybę. Męczy się w wodzie ze zdobyczą. Ryba fika jak opętana. Druga łyska przygląda się. Nie
interweniuje. Całe to zdarzenie oprócz mnie obserwuje szybująca mewa. W pewnym momencie mewa postanawia pomóc łysce. Spada nagle na pobojowisko i
próbuje wyrwać łysce tą rybę. Tak szarpały zdobycz, że rozerwały ją na pół i podzieliły się zakąską.
Ostatnio postawiłem sobie zadanie!... muszę
zrobić zdjęcie ważki w locie przy dosyć dobrym oświetleniu. Spróbujcie to zrobić przy okazji, a przekonacie się jakie to trudne zadanie. Posądzam, że
gdybym miał lustrzankę zadanie
byłoby o wiele łatwiejsze. Ten mój spóźnialski aparacik zanim po naciśnięciu migawki ustawi swoje nastawy, to ważki
już dawno nie ma w tym samym miejscu.
I tak wczoraj walcząc z ważkami nagle patrzę w wizjer aparatu i własnym oczom nie wierzę. A co to było? ...
zobaczcie na zdjęciu. Coś wisiało w powietrzu oświetlone zachodzącym słońcem.
Dzisiaj wieczorkiem dalej walczyłem i znowu wielka niespodzianka.
Dokładnie w tym samym miejscu na skarpie zarośniętej trzciną, nagle pojawił się jakiś ogromny cień. Patrzę, a to 2 metry nad moją głową przeleciała
rzadkość w moich terenach. Był to bocian czarny który był atakowany przez mewy. Przepędzały go z ogromnym hałasem. Mewy mnie też podobnie przepędzają
atakując z lotu nurkowego. Fotografowałem dzisiaj rano te atakujące mewy, ale niestety prawie wszystkie fotki pokazały tylko niebo. Muszę jutro
wcześnie rano znowu tam polecieć, tylko trzeba naciskać spust migawki znacznie wcześniej, bo mewy przeprowadzają atak na dużej prędkości. Muszę zrobić
dokładnie tak, jak to robi obsługa karabinów plot przy ostrzale. Więc siedzę teraz po nocy robiąc różne rzeczy żeby o 6-tej zameldować się na pozycji
strzeleckiej.
| |
| |
autor: starszy o mnie kontakt prawa autorskie Fotograf
| |