| | Użytkownik: Gagatka Nazwisko:
Konto założono: 2008.05.25 10:48:32
O mnie:
Pesymistka w każdym calu. Nie dajcie się zwieść wesołym tekścikom :)
Identyfikuję się z Lusy z Fistaszków: "urodziłam się zrzędą, jestem zrzędą i pozostanę zrzędą do końca życia ... Cóż to za ulga!" :)
Lucy jest osobą która nonstop krzyczy, jest samolubna, ma zawsze rację i każdego poucza, za dobre rady pobiera opłatę od Charliego Browna - mój niedościgły wzór do naśladowania :P
2010-06-14 13:23:00 Retoryka dziecięca Coraz częściej myślę sobie, że wychowywanie dzieci to iście syzyfowa praca.
Ustalasz zasady i jesteś jedyną osobą, która ich przestrzega, bo
cała reszta otaczającej Cię ludzkości ma swój pogląd na wychowywanie Twoich własnych dzieci.
W rezultacie, o ile dobrze pójdzie stajesz się
"pozytywnym wojownikie, który na ringu pozostaje sam", ale mnie to jakoś nie pociesza. Zwłaszcza, że przymiotnik "pozytywny" pozostaje tylko chcąc
pozostać wiernym słowom piosenki.
Jedną ze świętych zasad wpajanych moim dzieciom, jest w miarę poprawna polszczyzna. Czytam, puszczam
wartościowe bajeczki czytane przez świetnych aktorów, poprawiam, pokazuję wzorce, proszę, błagam, namawiam, rwę siwe włosy z głowy, a dziecię przynosi
mi z przedszkola taki oto wytwór:
Wpadła bomba do chałupy
Rozwaliła dzieciom pupy
A dziad myślał, że to smalec
I do pupy wsadził
palec
Możesz sobie oczywiście wyobrazić, że ze słowem "pupa" to oficjalna wersja dla dorosłych.
Ręce opadają!
| |
2010-06-13 12:06:07 Stary Donald - Stary Donald faurme miał, iaia o! - zaintonowała młodsza.
- Farmę - sprostował ojciec.
- Farbę? - zdziwiło się powokacyjnie
dziecko.
- Farmę! - ojciec powtórzył dobitniej.
Młodsza pomyślała, posapała, do łazienki poczłapała. Po chwili wychynęła z niej ze
szczoteczką do zębów w buzi z pytaniem, któro pozwoliło białej cieczy wydostać się na zewnątrz razem ze słowami:
- Tata ...... Co miał stary
Donald?
- Wrzody - odpowiedział zniecierpliwiony znawca słynnego farmera.
| |
2010-06-08 18:50:58 Duma - A ja już nie płaczę w przedszkolu, prawda mamo - chwali się przed starszą młodsza.
- Prawda, bo jesteś dzielnym zuchem - chwalę
ją.
- I wiem, że przyjdziesz po mnie o 14:00 - dodaje dumnie.
- Oo, a skąd wiesz, że o 14:00? - dopytuje starsza.
- Pewnie
pani jej powiedziała - podpowiadam widząc szczwaną minkę malucha.
- Taaak - śmieje się zadowolona, ale dopiero po chwili dowiaduję się
dlaczego. Jesteś baardzo bystra - dodaje.
A ja pęcznieję z dumy! No dobra, tak naprawdę żołądek mnie boli, ale co będę dziecku przyjemność z
komplementu psuć.
| |
2010-06-07 12:26:19 Kaktus Budzę się rano skoro świt o dziesiątej, patrzę, a w moim łóżku pasażer na gapę.
Starsza, zwinąwszy się w kłębek, udawała, że jej tam w ogóle
nie ma.
Wtuliłam się w jej plecki i zaczynam poranną serię łaskotek, mizianek i przytulanek.
Mała chichocze w poduszkę, bo przecież
jej tu nie ma i nie może jawnie.
Ujawnia się dopiero po chwili, kiedy łapię ją w gardę, zaplatając wokół niej lewą nogę. Tego już jest za
wiele, więc słyszę zniecierpliwione:
- Weź tę kakusową nogę, bo mnie całą podrapiesz.
Noo, wiecie państwo!
| |
2010-05-31 20:12:37 Ze słodyczy najlepszy śledź - Lubisz owocki - przypominam młodszej. Lubisz przecież jabłuszka, bananki, cytrynki, arbuzy, .....
- I jeszcze kiwi lubię i truskawki -
przypomina sobie. Ale warzyw nie lubię.
- Lubisz, lubisz - indoktrynuję - a kukurydzę, ...? - nie zdążyłam z dalszą wyliczanką, bo młodsza
wpadła mi w słowo:
- i mięsko, i rybkę, i kanapeczkę, i kakao ze słomką, ......
| |
2010-05-31 10:40:11 Obiad Młodsza po długim grzebaniu w talerzu, wreszcie go zmęczyła (obiad nie talerz, choć myślę, że i on miał dość; tak samo jak ja i mój mąż), starsza
natomiast nabrała ochoty na figle.
Zaczepiała młodszą, wierciła się przy stole i kładła na kanapie, że nie wspomnę o słowotoku, którego
dostała.
Z rozpędu nawet ułożyła jeden wers piosenki, który, mimo już dość wysokiego poziomu wkurzenia, przyjęliśmy spontanicznym
rechotem:
- Taataa i jego pyzata facjata! - zaintonowało dziecię i na tyle mu weny starczyło, ale rozbawiła nas tym do łez.
Kiedy
ostatnio słyszałeś słowo "facjata"??
| |
2010-05-17 09:40:51 Poznawanie świata Dzieci poznają świat nawet bez konieczności opuszczania domu. Wszędzie ich pełno, wszędzie wśibiają swoje małe zadziorne noski i do wszystkiego
wkładają paluchy, często z niechcianym skutkiem, jako efekt końcowy.
To bywa niezmiernie irytujące, zwłaszcza kiedy próbujesz ustalić granice
mówiąc: to moje - nie rusz, to twoje - ja nie ruszam, a potem i tak widzisz przeryte szuflady, powyciąganą biżuterię i swoje majtki w szufladach na
bieliznę dziecięcą.
O jakiejkolwiek intymności możesz zapomnieć. Dzieciaki widzą i słyszą wszystko bez supernowoczesnego sprzętu. Inwigilacja
na najwyższym poziomie.
Dłubiesz w nosie - zaraz lecą i grożą palcem, puścisz bąka -musisz przepraszać wielokrotnie i bić się w piersi,
jeśli tego nie zrobiłeś wcześniej lub składać pisemne odwołanie od jawnych oszczerstw.
Nawet choroba któregoś z członków rodziny nie gasi w
moich babuchach - wścibuchach chęci poznania. I mają przewagę, bo człowiek ledwo żywy, powalony wirusem żołądkowym nijak bronić się nie
może.
Jedyny zryw, na jaki go stać, to zryw w jedynym słusznym kierunku. Potem już tylko zgon.
A dzieciaki, jak te muchy, nie dają
się odgonić od atrakcji i z wielką żarliwością w cienkich głosikach proszą:
- Tati, mogę popatrzeć, jak wymiotujesz?
A kiedy ledwo
widzialny gest odganiający nie przynosi skutku, a żołądek robi sobie jaja, słyszysz kolejne zaciekawione pytanie:
- Już zwymiotowanie ci
idzie? Chcę zobaczyć!
Taaak. Dzieci, ach dzieci! Nawet pochorować godnie nie dadzą.
| |
2010-05-16 15:20:23 Umiejętność Młodsza pokazała dziś sztukę, którą opanowała w przedszkolu.
I nie była to zaintonowana przy obiedzie kolenda "Przybieżeli do Betlejem",
tylko pozycja prosto z jogi.
Pokazała nam, że posiadła sztukę siadania z nogami na kokardkę!
I co, zatkało ruskie kakao?!
| |
2010-05-11 12:27:07 Skarga I znowu ta szara rzeczywistość, ech. A nie, nie, co ja gadam, jaka tam szara. Z moimi dzieciakami kolorowo jest na każdym kroku. Od rana do wieczora.
Nie nadążam z notowaniem, tyle się dzieje w ich małym wielkim świecie.
Dziś na ten przykład, starsza przyszła z setną tego dnia skargą. Setna
skarga, a dzień dopiero się zaczął, dasz wiarę?
- Maaaamooooo, a młodsza powiedziała, że jestem desperofufak!!!
No, i bądź tu mądry.
Może to nie inwektywa? Wolałam się nie mieszać na wszelki wypadek.
Hmmmm, co myślisz, dobrze zrobiłam desperofufaku?
| |
2010-05-10 12:20:58 Spacer Rodzinka w trakcie przygotowań do spaceru to nic innego tylko chaos. Każesz założyć dziecku buty, a ono w tym czasie musi:
- siusiu,
-
piciu,
- zabrać zabawkę,
- rozmyśla się i pędzi po inną, niestety nienadającą się do piaskownicy, więc
- pędzi po kolejną, demolując w
poszukiwaniu pół pokoju, a w międzyczasie
- ryczy, bo nie pozwoliłeś mu zabrać tej przyniesionej wcześniej
- ...
Kiedy wreszcie ten
problem zostaje zalatwiony, dziecko wzięło,co chciało i zaczyna ubieranie drugie przypomina sobie, że też chce:
a) siusiu
b) piciu
c)
że zabawka wzięta przez to pierwsze jest jego
d) walczy o swoje
e) ryczy, jeśli nie wygra
f) pędzi, po swoją, demolując drugie pół pokoju,
najlepiej po siostrzanych nogach
To jest oczywiście scenariusz wyjścia na spacer z tatusiem. Mamusia ordynuje spacer na zasadzie zabawy w
wojsko: baczność - do wyjścia na spacer biegiem marsz! i dzieciarnia z prawym butem na lewej nodze, z lewym na prawej, ale gotowa i zwarta po pięciu
minutach melduje
gotowość do wyjścia :)
Przygotowania z tatusiem kończą się żałosnym pytaniem:
- Co mi się tu tak wykładasz, jak
przedmiot na politechnice?? - kiedy młodsza kładąc się na plecach i podnosząc nogę do góry, prosi o założenie butków.
| |
2010-05-01 17:15:17 Skromna i dumna Starsza była wczoraj bardzo z siebie dumna. A, że jest przy tym niezwykle skromna nie obnosiła się z tym faktem zbyt natarczywie.
Bez
większych emocji poinformowała mnie, niby mimochodem, że umyła baaardzo szybko zęby i udało się jej ich nie potargać!
Widziałeś?! Ty też tak
potrafisz?
| |
2010-05-01 17:04:02 Młynek kawowy Słysząc zajawkę programu Ilony Szwajcer, w którym miał być poruszany poruszający temat niedoli braci młodszych, moje wrażliwe pociechy wyjątkowo
zamilkły na ten czas.
Po chwili nienaturalnej ciszy, starsza z grozą, przerażeniem i współczuciem zwróciła się do młodszej tymi
słowy:
- Słyszałaś? Kolejny zamordowany pies został zabity.
| |
2010-04-22 10:19:02 Procedura Każdorazowo kiedy młodszą dręczą koszmarki nocne lub ogarnia ją wielka potrzeba bliskości rodziców lub jedno i drugie, zaplątana w śpiworkowy kokon,
człapie z całym inwentarzem do naszego pokoju.
A słychać to mniej więcej tak:
Szu szu szu szu szu szu szu - cisza (w której
młodsza wyłuskuje wszelkie przyniesione dobro, którym po kolei rzuca, w miejsce rychłego spoczynku) - buch (przeleciał piesek) - buch (przeleciał
prosiaczek) - buch (przeleciał miś) - cisza (w której młodsza zastanawia się czy ciepnąć też kocykiem, czy to jeszcze nie czas).
Najczęściej
stwierdza jeszcze jakiś brak, więc ciągnąc za sobą nieodłączny kocyk, wraca po cośtam.
Szu szu szu szu szu szu i za chwilę powrót szu szu
szu szu szu. To "szu" to szuranie śpiworka o podłogę, w którym młodsza drobi niby wytrawna gejsza.
Po kolejnych odgłosach, możemy
wywnioskować czego zapomniała. Jeśli następuje "bum", wiadomo, że to kolejny pluszak, jeśli "gul gul gul" - wiadomo, że napój poniekąd wyskokowy (bo
właśnie po niego wyskoczyła z wyrka).
Po całej feerii dźwięków, młoda rzucając kocykiem nad naszymi głowami, a następnie poprzez splątany
gaj rąk i nóg, pełznąc próbuje przedrzeć się na upatrzoną wcześniej pozycję.
I kokosząc się wygodnie na rodzicielskich plecach ..... nie
nie, nie zasypia, coś ty, to by było zbyt piękne.
Drapie swój kocyk z drapionką. I nie wnikaj o co chodzi. Nie o to chodzi!
| |
2010-04-20 15:01:55 Lekcja wyobraźni dla Ciebie, oczywiście. Bo moje dzieciaki mają nieograniczoną.
Wyobraź więc sobie, że siedzisz przy kominku, przy drinku, z książką, gazetą,
albo i z niczym, ale pogrążasz się we własnych albo cudzych myślach, albo, albo, albo, ...
I nagle z tego Twojego świata wyrywa Cię
informacja, przyniesiona przez starsze dziecko o poczynaniach Twojej młodszej pociechy, wyrażona bez żadnych emocji, a jednak mogąca zmrozić krew w
żyłach.
No, bo co byś sobie pomyślał słysząc taki oto komunikat?
- Mamo, młodsza wlazła do kaczki. Topnieje i blednieje
tam.
No, co?
| |
2010-04-07 09:59:38 Ogłoszenie Twoje dzieci wyrosły z ubranek? Pozbądź się ich! :D
| |
2010-04-05 21:16:30 Saute - Ja jestem Kleopatra! - władczo, jak na królową przystało, oznajmiła starsza.
- A ja cesarz. - zawtórowała młodsza. Kocham cię Kleopatro! -
wyznała swą miłość.
- Masz jakieś głupie myśli? - zganiła ją natychmiast starsza nie zważając na szczerość wypowiedzianego uczucia.
| |
2010-04-05 19:58:59 Językołamacze - Powiedz: Szedł Sasza suchą szosą! - mówię do starszej, chcąc ją nakłonić do językowej zabawy.
- Szedł Sacha suchą sochą. Dobrze?
- Sasza szosą. Szedł Sasza suchą SZOSĄ - powtarzam powoli i wyraźnie.
- Szedł Sasza szusą sochą? Chachachacha! Dobrze?
-
Chachacha. Nie. Jeszcze raz. - i wyjątkowo cierpliwie powtarzam kwestię.
- Eeee. Nie wiem jak - zniechęciła się starsza. Może mi to
napiszesz?
- Chętnie - przytakuję raźno. Ale jak to przeczytasz? Przecież jeszcze nie umiesz.
- Faktycznie - przyznaje zatroskany
szkrab i powraca do ćwiczenia paszczowego.
| |
2010-04-05 19:49:40 W co się bawić? Od jakiegoś czasu starsza z młodszą znajdują wspólny język i konspirują w swoim pokoju. Oczywiście za zamkniętymi drzwiami. I oczywiście im tam
ciszej, tym większą obawą ta ich zabawa mnie napawa. O, może będzie wierszem?
Chociaż z tym "wspólnym językiem" to w sumie różnie bywa, bo
mimo, że mówią tym samym, czasami ich tok rozumowania biegnie innym torem.
I tak, przykładowo, na ten przykład :) ostatnio ustalając wspólną
zabawę, nie mogły się porozumieć:
- Bawimy się w małą dzidzię - zakomenderowała starsza. Okej? - i nie czekając na aprobatę, uzupełniła:
Będziesz Anią.
- Anioł? - ucieszyła się młodsza i już w nic innego bawić się nie chciała.
| |
2010-04-05 17:19:19 Tok & tok Starsza dostała słowotoku. Tokowała, tokowała, a ja dla świętego spokoju potakiwałam głową albo pomrukiem.
W momencie, w którym właśnie
zapadałam się w błogi trans, usłyszałam wyrywające mnie z niego pytanie:
- Mama, pójdziemy na polanę, gdzie rzucaliście z tatą
wieszakiem?
- Buachachacha! - wyrwało mi się spontanicznie. Bumerangiem, miśku. - poprawiłam nadal szczerze rozbawiona.
- Właśnie.
Bumerałem. To co? Pójdziemy?
| |
2010-03-30 12:15:53 "...zabawek mamy tutaj w bród" Oj, żebyś się nie zdziwił. Bierzemy oczywiście pod lupę przypadek (nie koniecznie kliniczny), że masz dziecko w przedszkolu, za które płacisz
horrendalną stawkę.
I co się okazuje? Że dyrektor owegoż jest fanem lalek barbie. I to, żeby jeszcze oryginalnych! Niee. Zadowala się marną
podróbą za siedem złotych.
Siedem zeta, a jaka wartość edukacyjna! Starsza wie już, że to co kobiety mają pod bluzką to "cycki". Jestem w
stanie zrozumieć, że Ciebie to akurat nie oburza, bo nawet pani ordynator w szpitalu zwróciła się kiedyś w ten sposób do mojego dziecka, ale mnie to
bulwersuje i mierzi.
Reszta zabawek, to równie bezużyteczne śmieci made in China. Im tańsze - tym lepsze. Tylko nie wiem dla kogo ma być to
dobre.
Ale czy Ciebie - zapracowany rodzicu, w ogóle to obchodzi?
Czy dajesz się nabijać w butelkę, byle tylko mieć święty
spokój?
Bo, jak widzisz, Twoje pieniądze nie idą na Twoje dziecko.
A w każdym razie nie w takiej wysokości, jakbyś sobie tego
życzył.
A zastanawiałeś się na co idzie wpisowe? Mnie wciskano kit, że m.in. na wycieczki. Tymczasem ukazało się ogłoszenie informujące nas -
tępych łosi, że do muzeum, w którym inne przedszkolaki świetnie się bawiły, nasze dzieci nie pojadą ze względu na "niedostosowany program". A teraz
uważaj, będzie najlepsze: W zamian, dzieci były w ubiegłym miesiącu w kinie!!!
| |
2010-03-29 20:03:17 "W przedszkolu naszym nie jest źle ..." Masz dziecko w przedszkou? Płacisz za pobyt niewyobrażalne pieniądze i myślisz, że skoro tak, to nie musisz się o nie martwić?
No, to
wyprowadzę Cię z błędu. Chyba, że chcesz nadal tkwić w tej swojej bezpiecznej niewiedzy. To nie czytaj. Przymusu nie ma.
W przedszkolu mojej
pociechy pojawiło się ogłoszenie następującej treści
Hmm, hmmm, cytuję:
"Przedszkole zawiadamia Rodziców o chorobie dziecka i
odseparowuje je od innych dzieci, jeżeli w jego oczach lub nosie zaobserwowano zielonkawą lub żółtawą wydzielinę, jeśli dziecko kaszle flegmą,
....."
Powiem Ci, że dało mi to do myślenia, bo jako żyję nigdy nie widziałam, żeby człowiek toczył z oczu zielonkawą lub żółtawą wydzielinę.
I czy to panie się tam czymś odurzają, ż takie rzeczy widzą, czy dzieciom naszym coś podają, czego skutkiem ubocznym jest opisane
obrzydliwstwo, nie wiem.
Ale miejcie się na baczności! Może się zdarzyć, że zaprowadzicie ślicznego aniołeczka a odbierzecie monstrum w
zielonym kisielu.
| |
2010-03-29 09:47:02 Prezent Młodza dostała od wujka kostkę Rubika. Na mój sceptyczny wyraz twarzy, co do trafności zakupu usłyszałam, że:
- W Chinach już trzyletnie
dzieci układają takie zabawki.
Jak się okazało po miesiącu, wybór faktycznie był udany. Młodsza zaczaiła o co biega! I rachu - ciachu,
kostka ułożona.
Zdolna bestia, co? Po mamusi ;)
W celu osiągnięcia celu, dziecię najpierw wielokrotnie rzuca układanką z impetem o
ziemię. Kiedy już wszystkie elementy wypadną - składa je z powrotem.
Po czym z wielką radością wykrzykuje:
- Mamusiu, zobacz! Udało
się! Udało się! Już umiem układać kostkę! Cha, cha, cha!
| |
2010-03-28 14:27:29 Oferta - Kto chce jabłuszko? - wykrzyknęłam z wielkim entuzjazmem, zachęcając dzieci do schrupania witaminek.
- Taata, młodsza i starsza! -
odpowiedział na apel nie ten członek rodziny, co miał.
- To sobie weźcie! - zakończyłam radośnie i uciekłam z kuchni w te pędy.
| |
2010-03-25 12:45:03 Mam chusteczkę haftowaną ... Znacie tę popularną piosenkę? I wiecie, że owa chusteczka jest posiadaczem czterech rogów.
I ja mam podobnie. Bo moje dzieciaki mają po dwa,
czyli suma summarum - ja mam cztery.
A mimo to, ani we mnie, ani w chusteczkę młodzsza wycierała dziś swój zakatarzony
nochal.
Pędziła za starszą i dmuchając na odległość, zraszała wszystko po drodze, oczyszczając nozdrza.
Na moję ostre pytanie, co
ona właściwie wyczynia, o dziwo, z odsieczą przyszła jej starsza:
- Ona po prostu myślała, że jestem chusteczką, bo jestem cała
bialuśka.
No, i masz ci los!
| |
2010-03-23 11:16:41 Kto poczuł .... - Mamusiu, to ten piesek puścił bąka - poinformowała mnie z niewinną miną młodsza, prezentując rzekomego (plastikowego!) winowajcę.
Już
myślałam w swej naiwości, że to taka zabawa: piesek zrobił to, piesek zrobił tamto, ale zapach, jaki nachalnie dopadł moich nozdrzy, był ewidentnym
dowodem na jawne scedowanie winy.
Podejrzana ewidentnie składała fałszywe zeznania. No i ten plastik. Sprawa naprawdę śmierdząca. Ale nie dla
mnie - z takimi rzezimieszkami radzę sobie w try miga i to bez Watsona.
Detektyw Agata poleca swoje usługi!
| |
2010-03-13 10:46:44 Podszyte grozą Podczas przygotowań do wyjścia na spacer (wiecie: jeden sweterek, drugi sweterek, trzeci sweterek,...), starsza poinformowała nas o swoich nowych
tajemniczych znajomych.
Z pozoru niewinne ksywki od razu wzbudziły w nas podejrzenia, że typki niechybnie pochodzą z jakiejś podrzędnej, ale
zawsze - grupy przestępczej.
A Wy, co byście pomyśleli, gdyby Wasze dziecko oznajmiło,że ma nowych przyjaciół z takimi
imionami??
Zaintrygowana aż wybiegłam z pokoju obok.
- Mamusiu, popatrz, to moi nowi przyjaciele - Marchewka i Dewolaj - dokonała
ponownej prezentacji, wskazując na ozdobne guziki przy kurtce.
Cholera! Za dużo kryminałów!
A z drugiej strony, czy to dobrze, że
dziecko zaznajamia się z guzikami własnej kurtki?
Żeby z tego nie było tylko jakichś kłopotów.
| |
2010-03-09 10:50:07 Temperówka Myślałam, że moje dzieci nie są w stanie już mnie zaskoczyć, ale chyba powinnam przestać myśleć.Najlepiej w ogóle. Bo, naprawdę, dajcie spokój!
Młodsza wprawiła mnie niedawno w osłupienie, niewinnym pytaniem.
Siedziałam sobie właśnie niczego nieświadoma nad książką, gdy
skradając się na paluszkach, wyrosła nagle przede mną mała dziecięca postać, a wraz z nią dopadło mnie kolejne zdziwienie.
- Natemperujesz mi
uszy?
Automatycznie chciałam udzielić najczęstszej odpowiedzi, wydobywającej się ze mnie w takich przypadkach, czyli "yhy", ale mnie tym
razem przystopowało.
Nawet oderwałam się od lektury, bo wizja temperowania dziecku uszu była silniejsza od akcji toczącej się na łamach
książki.
W myślach robiłam przegląd odpowiednich temperówek i wyobrażałam sobie, jakby mogły wyglądać takie natemperowane uszy, kiedy z
zamyślenia wyrwał mnie głosik zniecierpliwionej już młodszej.
- No, natemperujesz?! - spytała ponownie wymierzając we mnie i dźgając
powietrze patyczkiem do czyszczenia uszu.
| |
2010-03-08 11:08:28 Poczucie humoru pięciolatka Wiozę rozbawione, (powiększone o jednego przedstawiciela płci przeciwnej) towarzystwo do przedszkola.
Wśród śmichów i chichów nie słyszę
własnych myśli, a ich przepychanki trzęsą niebezpiecznie całym samochodem. "Ocho ho, przechyły i przechyły" chciałoby się ryknąć, ale to tylko
pogorszyłoby sytuację, więc tylko trzymam mocniej kierownicę i zagryzam zęby.
- Zgadnij co dziś wzięłam? - zagaja starsza swojego towarzysza
mojej niedoli.
- Chyba kupę w majtach! - rechocze tamten, zakrywając się nogami i rozchlapując błoto z butów po całym
samochodzie.
Urocze. Doprawdy urocze. Tylko nie dać się zwariować. Adin, dwa, tri, ......
| |
2010-01-25 12:25:39 Muzyka klepana Bang, baung, baung! Młodsza zapamiętale waliła starszą balonem po głowie który odbijał głucho. A może ten odgłos wydobywał się z uderzanej części
ciała?
"Nie wiem. Nie znam się. Zarobiona jestem."
Nie wiedziałam też, w jakim celu młodsza uprawiała tę młóckę.
Po chwili
cierpliwego wyczekiwania ze strony nas wszystkich, wyjaśniła nam zjawisko:
- To jest muzyka klepana, więc jak gra, to trzeba klepać.
I na potwierdzenie swoich słów, ponownie zamachnęła się balonem.
Starszej argument nie przekonał i ukróciła zabawę.
Na
szczęście ofiar w ludziach tym razem nie było.
| |
2010-01-20 12:11:29 Literatura dziecięca No, nie wiem, nie wiem. No nie wiem, nie wiem. Aaa, bo wy też nie wiecie, czego ja nie wiem. Wyjaśniam, że chodzi o dzieci. Znowu.
Dwa lata
temu, a może to już trzy? W każdym razie wtedy, kiedy starsza była młodsza, wzięła w podróż dookoła Polski książkę.
I bardzo mnie to
ucieszyło, bo dobra książka jest dobra, zwłaszcza w podróży. Ale ...... Właśnie. Inne dzieci sięgają raczej po "Kubusia Puchatka", "Muminki", no,
dobra, może nawet po "Świnkę Peppę", ale na Boga nie po "Dwudziestu prezydentów Francji"!!
Nie rozstawała się z tą lekturą jeszcze miesiąc po
podróży i byłabym o tym incydencie zapomniała, gdyby nie to, że dziecię zainteresowała kolejna nietypowa pozycja.
Bo widział kto pięciolatka
z "Wyznaniami hochsztaplera Feliksa Krulla"??
Zaczynam się poważnie niepokoić. A może nie powinnam? Nie wiem, nie wiem. Włosy z głowy rwę,
paznokcie obgryzam, moczę się w nocy (wybaczcie szczerość), ale boję się, że niedługo sięgnie po FREDRĘ!
Dlaczego? Dlaczego?! Jeszcze się
pytacie?! No, tak, bo dla was Fredro to "Paweł i Gaweł", "Zemsta", "Śluby panieńskie". A (tu zniżam głos do ledwie słyszalnego szeptu) "Sztuka
obłapiania"?? Taż to, eufemistycznie mówiąc, baardzo swawolne jest.
Moje rozterki obniżają trochę loty (i wtedy włosów mam więcej i
paznokcie całe, no i prześcieradło .... no, sami wiecie), kiedy uświadamiam sobie, że na szczęście starsza nie umie jeszcze czytać. Uff
| |
2010-01-18 10:54:32 Niepokój moralny - "O, Roman, Roman, w czym lepsza była ona? Nie powiesz mi już tego, ale cóż, ostatnią kulę ci wpakowałam w mózg, mózg, mózg!" - moje przedszkolaki
wyjątkowo zgodnym chórkiem wykonały utwór z repertuaru Kabaretu Moralnego Niepokoju, z lubością wymawiając słowo "mózg".
Myślicie, że
powinnam zacząć się niepokoić?
Halo?! Czy na sali jest psycholog?
| |
2010-01-15 10:17:14 Damcia - Koci - koci łapci, hulajnogę babci - młodsza zaintonowała wyjątkowo nieudaną piosenkę z "Pimpusia Sadełko"
- Nie "babci", tylko "dam ci" -
skorygowałam, podając właściwe słowa.
- A co to jest właściwie ta "DAMCIA"?? - zainteresowała się dociekliwa starsza
| |
2010-01-04 10:12:55 Stopklatka - Czekaj, nie ruszaj się chwilę - proszę młodszą, chcąc ją złapać w kadr.
- Puszczaj już! - mówi zniecierpliwiony maluch, próbując przecisnąć
się jakoś "na wolność".
- Poczekaj jeszcze chwileczkę. Jak się przez moment nie będziesz ruszać, to zrobię zdjęcie i sobie pójdziesz -
tłumaczę, jak komu dorosłemu, zatrzymując przeciskającego się dzieciaka na odległość wyciągniętej ręki.
- Puszszczaj! - wywinęła się zwinnie,
nie zważając na moje potrzeby artystyczne. - Chorera jasssna! - dodała pod nosem, kiedy już mnie wyminęła.
| |
2009-12-02 09:43:31 Ja - kwoka? Proszę pana, pewna kwoka
Traktowała świat z wysoka
I mówiła z przekonaniem:
"Grunt to dobre wychowanie!"
Takoż i ja staram się
zakorzenić w swoich pociechach kindersztubę i kurczę, czasami wychodzę na tę brzechwową kwokę :/
Kiwnęliśmy sobie powitalnie głowami zza szyb
samochodów, które parkowaliśmy właśnie na osiedlowym parkingu.
Sąsiad akurat zajeżdżał, ja z dziećmi wysiadałam i kiedy my już otwierałyśmy
drzwi klatki schodowej, on był jeszcze w samochodzie.
Człapałyśmy właśnie na górę, kiedy w okolicy pierwszego piętra sąsiad nas
dogonił.
Przesunęłam młodzszą, żeby ustąpić mu miejsca i ściskając jej rączkę, pytam z wyrzutem, akurat w momencie, kiedy mnie
wyminął:
- No i co się mówi?
- Dzień dobry! - odparł grzecznie mężczyzna, przeskakując po dwa stopnie.
| |
2009-11-30 09:47:27 Siła wizualizacji Młodsza z rozbieganym wzrokiem chłonęła sklepowe zabawki, nie mogąc się zdecydować, która fajniejsza.
Chwilowo przystanęła przy rozłożonym
domku dla lalek i obserwując jego pomieszczenia pytała:
- Tata, to kuchnia?
- Tak, to kuchnia - odpowiedział rzeczowo ojciec, dumny
z wiedzy potomkini.
- A to? Łazienka?
- Tak, to ...... Agataaa! Wychodzimy!! - wrzasnął z drugiego końca sklepu, niosąc przed sobą
na wyprostowanych rękach zasikanego szkraba.
| |
2009-11-20 09:04:22 Urlop od urlopu - Ojojoj, nic się nie stało! – pocieszam mokrą młodszą, przeciekającą niczym beatlesowska yellow submarine w czasie poobiedniej
drzemki.
Teraz na dodatek, przeciekała górą, roniąc krokodyle łzy i zraszając nimi drogę z pokoju do łazienki.
- Zaraz zmienimy
gaciorki i rajstopki – mówię łagodnie, żeby nie stresować malucha jeszcze bardziej i ocierając pot ze zmęczonego czoła i dziecku zasikany tyłek,
wrzucam gacie prosto do muszli klozetowej.
- Mamusiu, czemu wrzuciłaś majty do sedesu? – spytało skonfundowane małe.
- Ech!
– westchnęłam tylko i wypisałam wniosek o urlop.
Odrzucono. Z przyczyn wiadomych.
"Rodzina, rodzina, rodzina, ach rodzina.
Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest,
Lecz kiedy jej nima
Samotnyś jak pies."
| |
2009-11-18 09:38:19 Zaskoczeni Po tegorocznych wakacjach, pełnych krzyku i histerii wywołanej każdorazową próbą wejścia do wody, postanowiliśmy posłać dzieciarnię na naukę pływania.
No mercy! Niech się drą instruktorowi. Kolejne wakacje chcemy mieć spokojne, bez konieczności znoszenia pełnych potępienia spojrzeń
ludzkich.
Młodza początkowo wykazywała większe predyspozycje do opanowania żywiołu, niestety szybko jej minęły i całą lekcję przewisiała
instruktorowi na szyi, robiąc za glonojada. Właściwie, słuszniejsza nazwa to glutojad, bo wisiała, ryczała, a smarki lecące strumieniem, którch nie
połknęła, zespajały ją coraz bardziej z katem.
Starsza - histeryczka nie lada - zadziwiła mnie tym razem chęcią zjechania z kręconej
zjeżdżalni.
Ochoczo wdrapała się po drabinie, a ja trwałam w oczekianiu na show.
I oto, proszę państwa, nadjeżdża mistrzyni zjazdu
stylem na "rozjechaną żabę", z wytrzeszczem przerażenia. Ach, cóż to za piękny styl! Do tego poruszający i przerażający okrzyk grozy. I .... wpadła!
Wpaaaaadła!!! Z wielkim "plum" zniknęła w odmętach brodzika.
W napięciu czekamy na wynurzenie. Czekamy. Czekamy. Oj, będzie gorąco, będzie
foch, będzie ryk, będzie ....
Ale, co to, proszę państwa?! Właśnie wynurza się z wody zapluta buźka, rozgląda się nieprzytomnie, zdziwiona,
że żyje i wydaje z siebie długooczekiwany okrzyk:
- Jeeeeeszszczeee!!!
O, tego się akurat nie spodziewałam. Po minie instruktora
wnioskuję, że i on nie.
| |
2009-11-16 14:31:17 Japonka o niebieskich oczach Korzystając z pięknych okoliczności przyrody, rodzinka udała się na zakupy.
Wolny od tupotu małych nóżek czas, mogłam przeznaczyć na swoje
ulubione (he he) czynności: odkurzanie, przecieranie, ustawianie, przestawianie i tym podobne syzyfowe zajęcia, mające doprowadzić mieszkanie do stanu
zadowolenia męża (co z niewiadomej przyczyny, nigdy się nie udaje).
Rodzinka wróciła zbyt szybko, jak na moje potrzeby, ale jakże
odmieniona!
Wyszło troje Polaków, wróciło dwoje z Japonką.
Starsza w tym krótkim czasie poddała się radykalnej metamorfozie,
przybierając obcobrzmiące imię:
TAKOZA MUSISIKU
| |
2009-11-14 19:59:05 Ewakuacja! Jak tylko mąż ze starszą przekroczyli próg jednej z poznańskich galerii handlowych, z głośnika rozległ się apel o natychmiastowe opuszczenie sklepu ze
względu na poważne niebezpieczeństwo.
Ej, no dobra, ja rozumiem obawę kierownictwa o ogólnopojęte dobro klienta. Ale, żeby tak zaraz wpadać w
histerię i zamykać cały sklep przez jedno dziecko z ospą??
To już gruba przesada. Nie uważacie?
| |
2009-11-10 09:42:25 Kto? Gdzie? - Ja jestem malutkim podstołkiem, bo urodziłam się pod stołem - poinformowała młodsza, włażąc demonstracyjnie pod stół.
- Nie!! Ty się
urodziłaś pod szafą! - wnerwiła się starsza, wykurzając brutalnie siostrę. W końcu to ona wymyśliła, że jest podstołkiem i nie życzy sobie
naśladowców.
| |
2009-11-10 09:16:53 Kołysanka – rozbudzanka - Mamusiu, zaśpiewasz nam kołysankę? Wtedy na pewno zaśniemy – podpuszczają maluchy.
- Dobra, możemy zaryzykować – mówię i
zaczynam spokojny, wieczorny repertuar.
- Aaa, kotki dwa, szarobure obydwa ……… Idzie niebo ciemną nocą, ma w fartuszku
pełno gwiaaaazd ……………. Na Wojtusia z popielnika Iskiereeeczka mruuuga ……… – ciągnę jednym tchem,
bez robienia niepotrzebnych przerw.
Chyba śpią? Nasłuchuję. Żadnego ruchu – chyba jednak śpią – sprawdzam wizualnie nie
przerywając śpiewania. Ech, jeszcze jedna – na wszelki wypadek – i dam spokój.
Oj, jakiś ruch pod kołdrą – zauważam –
to jeszcze raz muszę i już bez zmiany, ale dla pewności powtarzam w koło macieju tę samą kołysankę.
A co tam, niech stracę - jeszcze raz.
Żeby się „robota” nie zmarnowała. Zaraz sama zasnę, łaaaaaa.
Przy próbie ostatecznej postanowiłam zaśpiewać niekonwencjonalną
zwrotkę popularnej kołysanki:
Ach śpij kochanie
Jakiś robak łazi ci po ścianie
A ja zaraz wezmę trep
I przyłożę mu przez
łeb
I przyłożę mu przez łeeeb
Cisza, jak makiem zasiał. Śpią. Ciiiiii. Błogi uśmiech zadowolenia.
- Pchichichi – słyszę
stłumiony chichot pod kołdrą. A za chwilę już śmiech dwóch czuwających szkrabów.
- Jeszcze, jeszcze!
- Głupia baba! A tak dobrze
szło – podsumował mąż, narzucając sobie poduszkę na głowę.
| |
2009-11-09 11:20:10 Skutek indoktrynacji? - Pobłogosław mnie! - zarządała starsza od młodszej, biegającej z butelką z wodą do żelazka.
Starsza imaginowała sobie bowiem, że
błogosławieństwo przebiega przez polanie wodą; najlepiej gorącą.
| |
2009-11-09 09:45:20 Dobre złego początki? - Powiedz, jaka to pani, bo zrobię ci konia – słyszę dobiegające z pokoju dziecięcego próby szantażu.
- Hej! – wrzeszczę z oddali
– Żebym ja tobie nie zrobiła konia!! – odgrażam się starszej, zupełnie nie mając pojęcia jak by to miało wyglądać.
Moje rozterki
przerwało głośne trzaśnięcie drzwiami, oznaczające chyba „NIE PODSŁUCHUJ”.
Rodzi się pytanie, co będzie dalej, kiedy moje słodkie
dziecinki wejdą w wiek dojrzewania? Nasza powierzchnia życiowa kurczy się z miesiąca na miesiąc.
| |
2009-11-06 20:25:15 Zanik pamięci - Mama, kiedy przyjdzie ten, co miał przyjść, co mówiłaś? – zainteresowała się młodsza.
- Po obiedzie.
- A jak on się nazywa?
– dopytuje dalej.
- No, jak? Przecież wiesz. – próbuję skłonić dziecko do odświeżenia pamięci.
- Ospa? – pyta
niepewnie.
- Josė
| |
2009-11-06 15:06:28 Nietypowe menu - Ooo, pierogi z truskawkami! – ucieszyła się starsza, łakomie zaglądając do garnka.
- Nie. Ziemniaki. – rujnuję dziecku chwilę
szczęścia.
- Ziemniaki? – niedowierza – Z truskawkami??
| |
2009-11-05 09:19:41 Pod dyktando Scenka I
Starsza:- Powiedz: "co pani robi?"
Młodsza: - Co pani robi?
Starsza: - Nie wiem.
scenka II
Starsza: -Powiedz: "co pani trzyma?"
Młodsza: - Co pani trzyma?
Starsza: - Nie pani sprawa!!!
| |
2009-10-30 11:20:19 Higienistka - Mama, palec brudny – młodsza z palcem niemal wbitym w moje oko, pokazywała „ogrom” zabrudzenia ciałka.
- Daj, wytrę
– mówię, jednocześnie oczyszczając dziecko własną, spracowaną dłonią.
- A co to? – automatycznie zadaję pytanie.
- A,
niiic … – odpowiada maluch, a na moje ponaglające spojrzenie dodaje - … tylko kuupa.
| |
2009-10-27 08:41:36 Krótka histora papieża Polaka - Papież przeżył wojnę, zachorował, bolało go gardełko i umarł, bo przestało mu bić serce - wyrecytowała na jednym wdechu starsza. - A potem wsadzili
go do trumny i stamtąd poleciał do nieba. - zakończyła swą mrożącą krew w żyłach opowieść wyniesioną prosto z przedszkolnej lekcji historii.
| |
2009-10-22 12:01:55 Wybredna - Mamaa, zrób mi kanapkę. Alee, taką jak wczoraj: z masłem i z solem.
| |
2009-10-21 12:09:41 Świętoszki - Mamo, dlaczego tu wisi krzyż? - zagadnęła starsza już w progu, kiedy nie było czasu na żadne pytania, a już na pewno nie tego typu.
- Bo,
yyyyyy, wychodź już, nie mamy czasu - wybrnęłam elokwentnie, ale dziecię się nie poddawało.
- Pewnie dlatego, tłumaczyło sobie niezrażone, że
mamy pamiętać, żeby być świętymi, prawda?
- Prawda, prawda – mówię na odczepnego i wyciągam dziecinę siłą z domu.
- Ale ja już
jestem święta – chwali się z dumą i na poparcie dodaje: - Śpiewałam święte piosenki na festynie!
I z młodej piersi wyrywa się
spontanicznie „święty” repertuar: Taki mały, taki duży, może święęętym być, …..
Młodsza przyłączyła się nieśmiało do
piosenki, bo też chciała być święta, ale walnięta w łeb przez starszą, szybko ucichła.
| |
2009-10-21 10:14:39 Ech, te poranki! Najczęściej zaczynają się niestety awanturą. Dziś np. starsza z całej szuflady rajstop nie mogła wybrać ani jednej pary. Wszystkie były po prostu
NIEODPOWIEDNIE!
Wkurzyłam się i wytoczyłam najcięższą artylerię: postraszyłam brakiem prezentu od Mikołaja! A cha?! Nie wpadlibyście, że mogę
być aż tak bezwzględna, co?
Ale poskutkowało. Dzieciarnia się nieznacznie uspokoiła a w trakcie taka rozmowa się wywiązała:
Młodsza: - Mama a jaki jest zając? Malutki czy duży?
Ja: - No, taki, żeby mógł prezenty unieść.
Starsza: - Śreeeedni.
Młodsza: -
A gdzie on mieszka?
Ja: - Chyba w jakiejś norce?
Starsza: - Niee, na Północy.
Ja: - Na Północy to Mikołaj.
Starsza: - Acha,
to zając na Popołudniu
| |
2009-10-20 16:51:42 Polska gościnność - Nie lubisz mnie?
- Lubię, ale nie mogę się jus docekać, kiedy sobie pojedzies - nie przerywając zabawy, młodsza poinformowała wujka o swoim
do niego stosunku.
- Naprawdę? Mam już sobie jechać?? - docieka nasz długooczekiwany gość, nieświadom bezwzględności, jaka go zaraz
dopadnie.
- Tak. Mozes się jus pakować. - odpowiedziało stanowcze maleństwo, nawet nie drgnąwszy powieką.
| |
2009-10-20 15:40:16 Technika - Pani powiedziała, że jak nam ładnie wyjdą rysunki, to je wyśle na konkurs - pochwaliła się starsza.
- Ooo, a czym malowaliście? -
zainteresowałam się żywo.
- Tłuszczem - odparło moje szczęście.
- Olejem, masłem i smalcem? - nie daję wiary.
- Nieee -
oponuje ze śmiechem.
- Acha, to pewnie tuszem? - podpowiadam.
- No! Skąd wiedziałaś? - pyta zdumiona
| |
2009-10-16 16:17:29 Dobra argumentacja ponad wszyskto - Nie mogę założyć tych spodni! - niezadowolona młodsza śwista odzieżą przez pół pokoju.
- Uuu, to co teraz zrobimy? - pytam rozkładając
bezradnie ręce i robię zmartwioną minę.
- Ty mi założysz! - obwieszcza z miną szefa.
- Ja?! A niby dlaczego?? - oburzam się
nieszczerze.
- Bo tak. I koniec kropka pe el - dziecina uzupełnia swą argumentację.
| |
2009-10-16 15:59:39 Veto - Nie będę jadła tego bobra! - młodsza ostentacyjnie odsunęła talerz z bobrem.
To znaczy, tfu, co ja plotę?! Z bobem, naturalnie.
| |
2009-10-16 11:18:43 Po co? - Mamusiu, mogę jutro w przedszkolu umyć uszy? - starsza zadała niepokojące pytanie.
- A po co? - pytam, wietrząc podstęp.
- Aaa, bo
wiesz, jak pani mówi, że mamy sprzątać zabawki, to ja nigdy tego nie słyszę.
| |
2009-10-14 13:15:06 Kawał nosa Eskimosa - Ja też chcę kawał nosa! - oburzyła się młodsza widząc jak ojciec próbjuje niepostrzeżenie przemycić z lodówki kabanosy, bez chęci podzielenia się z
resztą rodziny.
| |
2009-10-14 09:48:06 Człowiek uczy się całe życie Wiesz mamusiu, jak była wojnaaa, to latały samolotyyyy i wypuszczały na ludzi ODCISKI! - podekscytowana starsza dzieliła się najświeższymi wieściami
przyniesionymi z przedszkola.
| |
2009-10-10 10:52:49 Grunt, to rzetelne przygotowanie Moje dziewczynki wybierając się na spotkanie z kolegami, taki scenariusz ustalały, a ja udając, że śpię, ze zgrozą się temu
przysłuchiwałam.
- To pamiętaj, jak Bartek będzie bił Olę, to go tak złap (tu nastąpiła niewidoczna dla mnie demonstracja) i go
walnij.
- Dombra - przytaknęła skwapliwie młodsza. I go kopnę - przejęła inicjatywę - o, tak .....
I pokazała, jak, wymierzając mi
siarczystego kopa.
| |
2009-09-28 14:13:33 Nauka nie poszła w las - Wujek, mlaszczesz jak świnia - młodsza (2,8) ujawniła swoją wiedzę o savoir vivre skonsternowanemu członkowi rodziny :D
| |
2009-08-06 23:17:48 Mama za kierownicą – czyli dłuuga trasa z dziećmi z tyłu No, dobra – strzeżcie się nadwrażliwe mamuśki, bo nie mam dla Was litości! Od razu ostrzegam, że to tekst nie dla wrażliwych, więc jest jeszcze
czas, żeby się z tego wycofać i po prostu nie czytać.
Na początek skupię się na najbliższym otoczeniu, czyli osobistych koleżankach. Bo tak:
jak pracowały, to nie miały czasu, były zmęczone, zakochane, załamane, bla, bla, bla, ale mimo tego, udawało nam się od czasu do czasu spotkać. ALE,
sytuacja mienia się diametralnie, gdy u jednej czy drugiej pojawia się potomek. To już w ogóle, szkoda gadać, ……
Wszystkie wyżej
wymienione stany podwajają się, dochodzi jeszcze lęk i mega lenistwo. O spotkaniu nie ma mowy, chyba, że JA przyjadę. Ja z dwójką małych dzieci do
kogoś z jednym. Hmmm, dziwna logika – babska?
Przy moich dzieciach do pomocy mam tylko męża (po pracy), więc drażni mnie histeria
rodziny „ładującej” dzieciaka do samochodu, gdzie:
1. babcia pędzi otwierać drzwi wejściowe
2. ojciec pędzi otwierać drzwi
samochodowe
3. matka, zasłaniając dziecku dostęp świeżego powietrza, pędzi z obłędem w oczach do tegoż
4. dziadek przedreptuje z nogi na
nogę
5. odjeżdżają
6. wszyscy oddychają głośnym: UFF
7. po powrocie – powtórka z rozrywki z podziałem na role
Nic
dziwnego, że taka mamuśka w dłuższą podróż się nie wybierze, bo nikt tak nadskakiwał nie będzie. Czyli jednak lenistwo.
Z doświadczenia mogę
powiedzieć, że podróż z oseskiem to pikuś w porównaniu z np. dwulatkiem. Dzidziusia wkładamy spokojnie do samochodu, nie trzeba pędzić, jak w
maratonie, nie udusi się świeżym powietrzem.
Wróćmy jednak do otwierania samochodowych drzwi. Zapewniam Was, że nie potrzebni do tego
teściowie. Ich można wykorzystywać inaczej, póki się dają i o ile w ogóle. Bo, wiecie, teraz to tylko drzwi będą otwierać, a później się okaże, że to
oni własnymi rencyma wam dziecko wychowali i gdyby nie oni, to byście dzieciaka zmarnowali. I po co wam to?! Nie lepiej już samemu te drzwi otworzyć?
To część wstępną mamy już za sobą. Nie boimy się z dzieckiem samodzielnie otworzyć drzwi samochodowych. Podczas, gdy my to ćwiczymy, mąż
opracowuje nam najlepszą trasę. W końcu jakiś podział obowiązków musi być!
Pakowanie to pikuś. Cały wóz nas, klamoty męża odpadają, więc
...... i tak ledwo - ledwo się mieścimy.
Tu praktyczna rada - jak jadę do kogoś, kto ma dzieci w wieku moich, pytam, czego nie muszę
zabierać. Bo może się zdarzyć, że kumpela ma jakiś nieużywany wózek, kojec, wanienkę, nocnik, kosmetyki pielęgnacyjne, rowerek i to może naprawdę
zaoszczędzić sporo kłopotu. No, chyba, że bawimy się w szpanowanie i musimy koniecznie pokazać nasz inwentarz z najwyższej półki, albo unosimy honorem
"no przecież moje dziecko nie będzie sikało do nocnika z Tesco, albo balsamowało oliwką z Biedronki, fe!".
Acha i pamiętajcie: w tamtą
stronę zawsze wszystko się mieści, w drodze powrotnej nie jest to już takie oczywiste.
Podsumujmy:
- jesteśmy spakowane
- mąż
opracował trasę, zrobił zakupy, zatankował (samochód, ma się rozumieć), dokonał przeglądu technicznego
- umiemy samodzielnie otwierać wszelkie
możliwe drzwi z dzieckiem przy piersi
- gotowe do drogi!!!
A dzieci? Wiadomo, jak małe, to śpią, jak większe, to też zaraz zasną. A jak
nie?
Na moich dzieciach sprawdzają się nagrania - bajki i piosenki.
Żeby więc było trochę urozmaicenia, bardzo ważna jest zabawka.
Najlepiej nowa, z wieloma funkcjami. Im więcej funkcji, tym dłużej zajmuje dzieciaka.
Książki. Wszelakie. Moja trzyletnia córka sama wybrała
sobie lekturę na podróż, a było to "20 prezydentów Francji". Zabierała ich w każdą dłuższą podróż. Prezydenci zawsze lądowali w doborowym towarzystwie
misia z serduszkiem, kauczukowej piłeczki i innych skarbów niezbędnych małej podróżniczce.
Mój drugi szkrab nie ruszy się w żadną podróż bez
ulubionego kocyka i pluszowego pieska. I to nie w torbie w bagażniku, tylko wszystko musi być na wierzchu (dzień czy noc, lato czy zima swoje skarby w
łapkach trzyma ;)
Czyli tak: do zabawy bierzemy ulubieńców malucha, ewentualnie extranową zabawkę lub superskarby smyka - czyli coś, co jest
najważniejszą rzeczą na świecie, np.:
a) plastikowy "dorosły" kubek
b) pudełko na skarby (po zapałkach?)
c) rolki po papierze
toaletowym lub ręcznikach papierowych (luneta i lornetka superpodróżnika)
d) magiczny kamień
e) plastikową butelkę
f) starą kartę
bankomatową (dla odważnych - aktualną)
I co nie jest bez znaczenia - prowiant:
- chrupki
- paluszki
- wafelki
-
gofry
- owoce i warzywa pokrojone w małe kawałki
- soczki ze słomką
- WODA ("najlepiej" w bidonach, będziecie miały jak w łodzi
podwodnej)
Mnie się udało. Zjechałam w ubiegłym roku pół Polski z dwójką małych dzieci. Bez GPSa!!!
Podróż zaczęłam z Warszawy.
Byłam dość zdenerwowana, bo moje dzieci do aniołków nie należą i zaraz po wejściu do samochodu zaczyna się: jeść, pić, siusiu, bajkę, zabawkę,
piosenkę, kupa, bek, a ona mnie bije! a masz! a masz! Łaaaaaa! A ona mi zabrała czapkę! Sama sobie zabrała - sama widziałam.
Niezła wizja
podróży. Ech! Włos się jeży, a podróż jeszcze się nie zaczęła.
Dzieciaki swoje torby z zabawkami miały przy sobie. Ja wory ze smakołykami na
przednim siedzeniu. Przez stolycę przepilotowała mnie kumpela, a dalej już się zapowiadało pięknie, bo jedna bestia się uśpiła, korków nie było, aż tu
nagle........... Co światła, to mi samochód kicha, prycha i gaśnie. No nie, myślę sobie - to se pojechałam. Help! - krzyczę w duchu a w realu do męża
dzwonię, co robić, co robić??
Co robic? Gazu porządnego natankować i dalej pruć przed siebie.
Droga prosta, jak w mordę strzelił. Nie
żeby bez zakrętów, ale dobrze oznaczona. Dzieciaki, jak aniołki - cztery godziny grzecznie jechały, bez żadnych ekscesów.
A wiecie dlaczego? Bo
przed podróżą wytłumaczyłam im powagę sytuacji, że mama musi bardzo uważać na drodze, bo się rozbijemy, jak będą się szarpać, kłócić i co chwilę coś
chcieć.
Takie maluszki a zrozumiały. Moje małe diabły! Do dziś się dziwię. Juz nigdy więcej nie było tak pięknie i spokojnie (może za krótkie
trasy?). Z Warszawy pod Zamość to około cztery godziny jazdy!!!! Ja na ich miejscu już bym przynajmniej kląskała jak Osioł ze Szreka.
Po
trzech dniach kolejna dłuuuuga trasa. Ten sam tekst o powadze sytuacji, wzmocniony drobiazgami w postaci nowych zabawek. Tym razem Zamość - Kraków. I
znów zdarzył się cud. Dziewczynki jak aniołki. A trasa gorsza. Jednak co stolyca to stolyca. Trochę się pogubiłam na trasie przez złe oznakowanie, ale
dojechałyśmy pięknie. I jeszcze tego samego dnia czekała nas podróż powrotna do Poznania. Dałyśmy radę. Tu się przyznam, żeby nie było, że jakaś
kamikadze jestem. W Krakowie czekał na nas mój mąż i ten odcinek trasy dzieciaki jechały już z tatą. A ja za nimi z oczami na zapałkach. Ale jaka
dumna z siebie. Ech!
Więc jak mi teraz kumpela mówi, że nie przyjedzie z drugiego końca miasta, „bo wiesz, ….. z dzieckiem
(?)”. To NIE, do licha ciężkiego, NIE WIEM!!!!
Bo niby czego nie umie:
- otwierać drzwi?
- wkładać fotelika do
samochodu?
- czy po prostu tyłka jej się ruszyć nie chce???
| |
2009-06-29 10:11:24 Sen - Mamo, wiesz co mi się dzisiaj śniło? - pyta starsza?
- ?
- Że ktoś mi robił wodę z mózgu.
| |
2009-06-26 13:02:31 Puzzle - Chcesz układać puzzle? - pytam znudzoną młodzą.
- Tak.
- Które? Arkę Noego?
- Tak. Arkę Małego :D
| |
2009-06-24 12:08:03 Głuchy telefon - Maaaaaaamo, daj mi Marsjankaaaaaa! słyszę drącego się starszaka i nie reaguję.
- Mamo, zapomniałaś dać nam Marsjanka, pamiętasz? - młodsza
stawiła się osobiście.
- Pamiętam - mówię spokojnie - Powiedz starszej, żeby się nie darła tylko przyszła i poprosiła.
- Dombra, idę!
Człapczłapczłap.
- Mama powiedziła, że zaraz dostaniesz Marsjanka.
Człapczłapczłap.
- Nie - prostuję - miałaś powiedzieć, żeby się
nie darła i przyszła poprosić.
- Dombra, idę!
Człapczłapczłap.
- Masz się nie drzeć. Zaraz dostaniesz Marsjanka.
Ratunku!
| |
2009-06-24 10:09:09 Siama, siama, słyszę stanowczą odmowę przy próbie udzielenia dziecięciu pomocy.
- Najpierw taaaaak .... - tłumaczy swoje poczynania i wkłada rękę po pachę w
nogawkę rajstopy. Teraz taaaaaaak ... - widzę, jak mała łapka zaciska się na na jej końcu. I takkk .... - kontynuuje z tryumfem, obracjąc sobie rajtkę
na prawą stronę.
No, no, nieźle, jak na dwulatkę - patrzę z podziwem. Teraz clou programu - ubieranie.
- Potsymas mi trąbeckę? - prosi maluch
nie radząc sobie z nogawką :D
| |
2009-06-23 12:54:08 Kolejne zaskoczenie Poranne ubieranie, jak zwylke zbytnio się przedłużało, więc mówię do starszej latorośli:
- Zdejmij piżamę i ubierz majtki!
- Dobra - mówi
ugodowo - tylko przypomnij mi gdzie rosną.
| |
2009-06-22 20:03:34 Niespodzianka Widząc, że dziecię wyczynia sztuki godne wojownika sumo, szarpiąc za pieluchę i wiercąc się niemiłosiernie, mówię:
- Chodź, pokaż, może masz
kupę.
- Nieee, to tylko jakiś papieros - odpowiada dziecina myląc paproch z papierosem.
| |
2009-06-21 19:58:06 Co to za język? pustamichatamta?
| |
2009-06-19 12:45:04 Nie wiem, co o tym myśleć Święto Zmarłych. Msza na cmentarzu. Chwila podniosła. Tere-fere. Nikt nie słucha. Wszyscy mają oczy dookoła głowy i tylko obczajają kto z kim i w
czym. Ale dobra, załóżmy, że mimo wszystko podniosła jest.
Moje dziecko z braku innego siedziska klapnęło na grobie i jakieś przygaszone
siedzi (jak nie ono). Acha, gorączka, uuu :(
Dobra, mówię do męża, biorę ją i wracamy i nie zważając na dostojeństwo miejsca, ładuję sobie
"zdechlaczka" na tzw. barana.
W połowie drogi do wyjścia, dziecię się ożywiło i ścinając "barana" z ostrogi, wydało głośną
komendę:
- Dalej, parówo!
:/
Tak mi się przypomniało, bo przed chwilą druga bambaryła wydała komendę, mobilizując mnie do
przyniesienia plastelinki, mówiąc:
- Rusz się, śledziu!
| |
2009-06-19 11:40:57 Ochota na psa Hopsa sa, hopsa sa
A ja w domu chcę mieć psa
Będę brykać z nim bez przerwy
I sąsiadom szargać nerwy
A jak znudzę się brykaniem
To
pójdziemy na śniadanie
| |
2009-06-18 12:26:32 Z dziećmi w tle Łikend. Ciepły i słoneczny. Książka, huśtawka i mąż do opieki nad stadłem. Czego więcej trzeba? To korzystam i pozostaję głucha na wszelkie odgłosy.
Jest doobrze.
Wtopiwszy się w krajobraz działki, ukradkiem obserwuję poczynania rodzinki. Nadal jest dobrze, bo niczego ode mnie nie chcą
:D
W końcu, po ktrórejśtam rundzie rowerkiem na kiju, mąż postanawia się zbulwersować wobec, było nie było, narzuconego stanu rzeczy :]
(uściślam: dziecko na rowerku z kijem, nie mąż).
- Dobra, teraz ty sie nimi zajmij - sapnął, klapnąwszy z impetem na huśtawce obok
mnie.
- Pff! - fukam - niby dlaczego?! - sarkam grzecznie
- Bo ja cały dzień się nimi zajmuję - pada najgorsza z możliwych
odpowiedź.
No, wiecie?! To ma być argument?! Biedactwo, cały dzień się dziećmi zajmuje - buachacha (szyderczy rechot). A ja to niby co robię?
Siedem dni w tygodniu? Od rana do wieczora? Bez uropów i świąt i wolnego?!!
Uświadomię, niezorietnowanych - SIEDZĘ! Taaak, taak - siedzę.
Nic nie robię, jak Beata Kozidrak "siedzę i siedzę". Bo przecież powszechna jest opinia, że z dziećmi w domu się "siedzi".
W zwiazku z
powyższym, uspokajam w sobie gburię - furię i proponuję mężowi, żeby dalej sobie z dziećmi "siedział", bo
przecież niczego więcej się od niego
nie wymaga w ten słoneczny, ciepły dzień.
A ja wracam do lektury.
Czuwaj!
| |
2009-06-16 20:35:22 Nieoczekiwana odpowiedź 22:00. Oglądamy kabarety. Dzieciaki śpią. Cisza i spokój, nie licząc dźwięków z telewizora.
Nagle mąż pyta niezobowiązująco:
- Chcesz
czereśni?
- Nieeee, dziękuję. Słyszymy "zaspaną" odpowiedź dobiegającą z łóżeczka.
| |
2009-06-07 18:07:54 Religijne W imię ojca i syna i Ducha Świętego MIKOŁAJA, amenT
Panie Jezu, nasze słonko, poGłogosław to jedzonko :D
| |
2009-05-17 20:23:16 Ręce opadają ... Podczas jazdy samochodem, dzieciaki zaczęły mi za bardzo fikać. Ponieważ prośby nie skutkowały, zaczęła się SZANSA, czyli wstęp do groźby.
Mówię:
liczę do trzech i ma być spokój i zaczynam:
- raaaaz ...., dwaaa ....., trzyyyy (w zależności od stopnia wkurzenia, skracam samogłoski i przerwy
między liczbami)
- 4,5,6,7,8,9,10. Szukam! - usłyszałam z tyłu
| |
2009-05-15 20:24:23 Kłopotliwe pytanie (?) Nasza mała czteroletnia mądralińska, widząc tatę siedzącego przed komputerem i serfującego po (O)Necie, zadała niespodziewane pytanie:
- Tata,
kupujesz sobie kobietę?
| |
2009-05-06 09:35:23 Mamy w rodzinie małe bliźniaki. Jak coś już nie pasuje na nasze dzieciaki, pytam: to, co oddamy bliźniakom? Dzieci oczywiście z wielką radością oddają swoje stare zabawki czy
ciuszki.
I tak dziś, moja dwulatka przychodzi do mnie z czymś, co znalazla "do wydania" i zadowolona pyta:
- Za małe?
- Za małe
- odpowiadam.
- Oddamy kapuśniakom?
- :D
| |
2008-05-28 10:41:19 Szansa Jak dzieciak nie słucha, dajemy mu sznasę licząc do trzech. Jak dalej nie słucha, egzekwujemy inaczej.
Wczoraj znowu był problem przy kolacji,
mąż się wkurzył i mówi:
- Jak za chwilę nie zjesz, zacznę liczyć.
W tym momencie nasza półtoraroczna pociecha wtrąciła się do rozmowy,
mówiąc:
- jaaaaś [czyt. raz]
:)
| |
2008-05-27 14:14:07 Małe cudowne potworki Bez wątpienia dzieci są cudowne, a we śnie ...., po prostu aniołki. Można patrzeć i patrzeć i ..... i nagle budzi się GŁÓD i wrzeszczy. Uśmiech
blednie na twarzy i z wizgiem kapci lecę do kuchni robić mleczko. Szybko, szybko, żeby druga bambaryła się nie obudziła, bo będzie stereo.
Co prawda sąsiedzi się nie żalą na hałasy, ale może przez zrozumienie, w końcu oni też "dzieciaci".
Głód zaspokojony, można iść
spać. Jak dobrze pójdzie do drugiej a może czwartej. W każdym razie, nigdy nie wiadomo, jak długo dane będzie jeszcze pospać.
A na drugi
dzień, radość mnie ogarnia, bo widzę na placu zabaw, że nie tylko ja miałam ciężką noc. Inne mamy też oblepiają wszelkie możliwe sprzęty, na których
hasają nasze pociechy. Jedna bezmyślnie przesypuje piasek w paskownicy próbując trafić w foremkę, inna z na wpół zamkniętymi oczami huśta malucha i
mocno trzyma słupek, żeby nie wypadł, ma się rozumieć, inne jawnie śpią na ławkach.
Taaaak. Noc była ciężka :)
Ale żadna z nich,
nigdy w życiu nie nazwie swojej pociechy potworkiem! W końcu dzieci są taaaakie słodkie .... :)
| |
| |
autor: Gagatka o mnie kontakt prawa autorskie O dzieciach, troszkę
| |