2008-06-15 14:57:59 Opole w oczy kole… czyli o tym what I feel:-))))
Zawsze lubiłam Opole, zawsze mnie ciągnęło, by je oglądać. Nawet wtedy, gdy inni machali rękoma i mówili daj
spokój, przecież to beznadziejne, to ja uparcie, że nie, że co tam wiecie, że nie takie znowu złe, i siadałam przed telewizorem, i maniakalnie
szukałam czegokolwiek, co by mi się spodobało i co by mogło Opole obronić. Ostatnimi czasy było tego czegoś coraz to mniej. Ale nic nie szkodzi - w
tym roku też włączyłam jedynkę.
Teraz jestem już po dwóch dawkach makabry wprost z opolskiego amfiteatru. Trzeciej nie przyjmę, choćby mi
oprawcy oczy na siłę otwierali. No, i dzięki, że pytacie. Miewam się dość dobrze. Myślę, że uratowało mnie oglądanie tego przedstawienia w kawałkach;
posiekane i wymieszane z zieleniną meczu Holandia : Francja i Grecja: Rosja - dało się przełknąć, choć nie do dna samego.
Niestrawne to były
wieczory.
Konferansjerzy i inni wprzęgnięci (chyba pod groźbą rozstrzelania) w ten spektakl drewniani prowadzący do teraz stoją mi w gardle, Feel
ze swymi, granymi w kółko (bynajmniej nie na bis) trzema piosnkami - wychodzi uszami, a zasady przyznawania nagród– nie-do-rozgryzienia –
do teraz między zębami mi grzechoczą.
Ale nie dlatego dopadły mnie mdłości. Nie dlatego co i rusz ze zdumienia przecierałam oczy, okulary, a
nawet telewizor.
NIE DOWIERZAŁAM i, holender, nadal nie dowierzam, że coś takiego mogło wpaść komuś do głowy i że ktoś taki pomysł
zaakceptował… Uszczypnij mnie, kto może… Po ekranie, przez cały festiwalowy czas latały dziwaczne animacje. Na opolskim niebie tkwiły
jakieś gigantyczne planety, publiczność i pół sceny zakrywały pojawiające się, ni z gruszki ni pietruszki, kolorowe transparenty z tytułami piosenek,
a resztę obrazu zasłaniały fruwające dziwaczne obiekty kosmiczne – kształtem podobne do ryby – wyposażone w ogon a’ la śmigiełko,
oczy i otwory gębowe. Dziwaczne twory miały parcie na szkło, przelatywały od czasu do czasu przed kamerą, mrugały do widza i kłapały niemo, ukazując
albo czerń swej paszczy, albo niewyraźny obraz artystów nominowanych do nagród.
Szczerze mówiąc, nie umiem nawet tego dobrze opisać, to było
… niesamowite.
Zatkało mnie.
Jeśli ktoś chciał pogrzebać ten festiwal – naprawdę wystarczyłoby to, co podrygiwało na scenie pod
tymi chorymi rysunkami i garstka piasku…
Dziś już nie mam dylematu, co oglądać.
Wybieram mecz.
Zielone jest lekkostrawne i
zdrowe,
a poza tym dziś nie grają nasi.
Smacznego.
PS: Na miejscu realizatora, który wpadł na ten genialny kosmiczny pomysł i
nim zawiadywał – epizod pt.: Opole 2008 wykreśliłabym, wymazała i wydrapała ze CV.
|  |