2008-06-07 13:50:40 AZJATYCKI STRES PRZEDMECZOWY Z umiłowania barw narodowych zrodził się we mnie pomysł przytwierdzenia do naszego samochodu solidnej, biało-czerwonej chorągiewki z orłem i napisem
POLSKA, wyprodukowanej w Gdańsku przez wielce szacowną Spółdzielnię Inwalidów, która na dodatek wykorzystuje tylko materiały pochodzące z recycling'u.
Nie dziwi więc moje dosyć silne wzruszenie okazane przy zakupie, a wzmocnione jeszcze ceną - 2,50! Za tak mikroskopijną kwotę otrzymałem produkt
najwyższej klasy, o dostojnym formacie Gazety (niegdyś Wyborczej), osadzony na solidnym pręciku z niełamliwego tworzywa, zwieńczonym sprężystym
uchwytem ułatwiającym montaż do każdego rodzaju szyby samochodowej. Żadnych Chin na metce, ani na opakowaniu, nic - wszystko z Polski! Uruchomiłem
natychmiast swój azjatycki mechanizm podejrzliwości, zastanawiając się, czy jednak może mają w tej fabryce chociażby np. prezesa Chińczyka? Podobno
bowiem obywatele tego kraju tłumnie przemycają się do nas, pośród tenisówek i gwoździ z plasteliny, w okrętowych kontenerach i ładowniach z
węglokoksem. Reprezentują pełną gamę profesji; od profesorów i historyków sztuki orientalnej, po tynkarzy, urbanistów, lekarzy, tynkarzy, cinkciarzy,
zawodowe matki z zawodowymi biednymi dziećmi, ping-pongowców, emerytowanych maoistów, konfucjan, blacharzy, skoczków spadochronowych z licencją i bez,
rolników ryżowych, szachistów i specjalistów od gry w chińczyka, konstruktorów scen obrotowych i beskidzkich ciupag, totalnych golasów, kucharzy,
psich rzeźników, malkontentów, itd. - dlaczego więc nie mieliby od czasu do czasu wypadać z tych przeładowanych kontenerów, podmęczeni nieco podróżą,
prezesi? Z pewnością importowany w ten sposób prezes przydałby się niejednemu polskiemu przedsiębiorstwu. Płaciłby pracownikom mało, lecz i sam nie
zarabiałby zbyt wiele, generując tym samym krociowe zyski macierzystej firmy. Zresztą sam chciałbym mieć szefa, którego mowy miałbym prawo nie
rozumieć. Obecnie i tak nic nie rozumiem, niestety owego prawa jestem pozbawiony, co nie zawsze stawia mnie w korzystnej sytuacji; do tego stopnia, iż
zaczynam się podejrzewać o pewną dysfunkcję. Może to jedynie słaby słuch? Oby! Tak więc mój szef niestety nie jest Chińczykiem, a moja flaga
wyglądająca na chińską jest polska, z ceną jednakowoż iście chińską, wyrażoną jednak w złotówkach, bez zbędnego przeliczania juana na euro, z
pominięciem cła, ponieważ wszystko odbywa się na terenie Rzeczypospolitej - tej samej, która następny turniej Mistrzostw Europy w piłce zorganizuje we
Włoszech, biorąc w leasing tamtejsze stadiony i obiekty hotelowe, drogi, autostrady, koleje, gorzelnie, co piękniejsze Włoszki, oraz paru rezolutnych
chłopców dla równowagi i politycznej poprawności. Oświadczam, że nie jestem kibicem, bardzo kocham Polskę, boję się teutońskiego blitzkriegu,
poddenerwowanie przedmeczowe, zamieszanie, kurczę!, przepraszam wszystkich... POOOLSKA GOLA!
| |