2008-06-05 09:41:23 I TAK DALEJ... Coś nie najlepszej jakości zdjęcie umieściłem poprzednio na stronie. Miał być widok z trasy maratonu, a wyszedł obraz jaki miałem przed oczami przez
połowę dystansu, czyli czarna dziura! Stworzyłem sobie tym samym świetną okazję by po raz wtóry zapytać siebie: "quo vadis", młodszy Bajew, bo gonisz
w piętkę - ani nogi, ani ręki, klata zapadnięta, a w głowie sieczka... Pomyślałem o jedności z Bratem, że warto byłoby się chyba wycofać z pisania, w
myśl braterskiej zasady: "razem w zgiełku - razem w ciszy". Wagi tej zasadzie ujmuje nieco fakt, że sam ją utworzyłem, a podczas jazdy wstrząsy mąciły
i tak już zdegradowany do wielkości kasztana mózg, więc nie sięgałem po żadne wyroki - nie było fizycznej możliwości! Pomyślałem najpierw, że napiszę
coś jeszcze, jeśli Pan Bóg zechce. Potem, że jeśli znowu będę miał wypadek, albo jeśli Sławomir ogłosi kolejną krucjatę. Z pierwszym argumentem nie
dyskutowałem, z siodełka uznając go za zbyt oczywisty; poza tym daleko mi do mickiewiczowskiego Konrada z jego niewyparzoną gębą i cudownym stylem.
Skłaniałem się więc raczej ku trzeciemu rozwiązaniu, chociaż za najbardziej prawdopodobne uznałem wówczas to drugie. Koniec końców dojechałem do mety
wyścigu, a kwestie natury moralnej zniknęły wraz z ostatnią kroplą cieczy w bidonie. Pozostało roztargnienie, pod którego wpływem zawieruszyłem gdzieś
podczas przebierania bokserki. Niekompletny powrót do domu groził dyskwalifikacją. To była dość duża klęska, bo my z małżonką nie mamy przed sobą
tajemnic; więc skoro by tylko odkryła, że tajemnica jest jeszcze mniej tajemnicza, z pewnością jej wątła rączka poszukałaby kolarskiego oblicza i
pierwszy raz w życiu dokonała na nim aktu przemocy. Wszystko jednak się znalazło. U kolegi w torbie. Wiem, też nie najlepiej. Ale ufamy, tak?
Pozostanę więc jeszcze czas jakiś, choć bez Sławusia jakoś czuję się taki "bezkontekstowy". Muszę się z tym zmierzyć i rozliczyć. Muszę teraz coś
zjeść. W lodówce jest tort. Kurczę, ale mi nie wolno - bomba kaloryczna! Znowu jak nie zjem, to się zepsuje; znaczy zmarnuje. Wolno tak postąpić? Ech,
życie!, życie pełne bzdurnych dylematów - daj mi tu białe i czarne, bo w kolorach się gubię!
| |