2008-05-29 18:53:33 ELSTERY KUBIAK LIST POŻEGNALNY Za moją wiedzą, świadomym przyzwoleniem, pani Kubiak pismo to pomieszcza.
Panie Sławku Drogi!
Tamtego dnia, kiedy w zaciszu swego domowego
ogniska podejmował Pan tę ważką decyzję, ja już od samego rana przeczuwałam, że się coś stanie. Najpierw zrzuciłam szklankę z nocnego stolika wprost
na świeży numer "Glamour", kapcie i kota. Ten natychmiast dostał szału, powodując cały ciąg paskudnych następstw o których nie chcę pisać. Mruczek w
końcu popadł w katatonię a na rusztowaniu za oknem pojawił się brudny i zarośnięty robotnik. Gapił się na mnie udając, że przylepia styropian do
ściany budynku. Rano zawsze chodzę nieskrępowana i solidnie wietrzę mieszkanie otwierają wszystkie okna na całą szerokość. Przy okazji spostrzegłam
jak ten styropian potrafi być ciężki, bo zaraz wtargnęli gwałtownie po rurach, do pomocy, jeszcze czterej kolejni umorusani jegomoście w kaszkietach
amerykańskich drużyn futbolowych. Sam ich widok śmierdział piwem. Ponieważ nigdy nie miałam nic do ukrycia, tak i tym razem nie miałam zamiaru
zmieniać swoich obyczajów i przyzwyczajeń, z powodu jakiejś kręcącej się wokół mnie bandy tynkarskiej ciemnoty. Zignorowałam ich zatem, uruchomiłam
komputer, Google, Radio Merkury, Blogi, Rowerowe ble ble ble, o, matko przenajświętsza! dostrzegłam ten wpis, tak rzeczywisty, jednocześnie tak
nieoczekiwany, niczym dekret o stanie wojennym skreślony ręką człowieka-muchy. Niechby podobne słowa ujrzały me oczy na tym blogu, pisanym chorym
piórem owego azjatyckiego troglodyty mieniącego się zaszczytnie Pańskim bratem - w co zaczynam powoli już wątpić. Bo czy słyszano kiedykolwiek, by
jedna kobieta wydała na świat tak nieprzystające do siebie charakterologicznie, za przeproszeniem: twory? Owszem, w mitologii greckiej, ale w krajowej
absolutnie! Wieść zatem to dla mnie smutna, druzgocąca wręcz. A jeszcze nie zdążyłam Pana bliżej poznać, poczuć bezpośrednio drgań powietrza
towarzyszących tembrowi Pana głosu, który niszczy mój zestaw Hi-Fi i moją równowagę; nie udało mi się również pokonwersować w cztery oczy, a nie
ukrywam, że w tym względzie liczyłam na Pana szczególnie, wierząc, iż znajdę w Panu zdecydowanie mniej zwierza niż w Pańskim nieszczęsnym bracie.
Uwierzy Pan, że za obniżony nieco dekolt zjadł... nie, nie zjadł... on, po prostu, połknął śledzia, zaklinając się wcześniej, że go nienawidzi
podobnie jak wróbel benzyny wysokooktanowej. Kompletna płycizna! Wpadłam przy okazji na pomysł żeby przejąć na stałe jego bloga. Skoro nie ma teraz
Pana, po cóż on - kaukaski muflon? W Pańskim kontekście się pojawił, w Pańskim niech więc zniknie. Tak. Już ja go przycisnę! A dalibóg, mam czym...
Zresztą zamieszczam zdjęcie.
| |