2008-05-28 11:32:05 SŁAWUŚ, BRACIE UKOCHANY, DZIĘKUJĘ! Wszystko ma swój początek i koniec, swój czas i swoje miejsce, pulsujemy w rytmie dla nas nieprzewidywalnym. Kochany Bracie, ślę wielkie DZIĘKUJĘ! I
chociaż może kilkoro z nas buszujących po tych blogach poczuje się teraz, bez Twej aktywnej obecności, jakbyśmy zgubili kluczyki od samochodu, to
jednak jakoś pojechać musimy, np. korzystając z usług serwisowych. Ja mam jeszcze tę komfortową sytuację, że mogę po prostu zadzwonić. Zerkaj, zerkaj
jeszcze z sympatią na te strony spośród swoich żółtych piasków, z ciepłym wyrozumieniem. Kończymy zatem razem pewien ciekawy i chyba dość efektywny
wspólny etap. W następnym Ty wyruszasz na Dakar, ja zaś pod maltański sztuczny stok, na wrotkach. Różnymi drogami, przez słońce i ciemności, wichry i
burze, ale oby do wspólnego finiszu. Może się zdarzyć jeszcze po drodze, że złapiemy gumę, że nie raz obrazimy sędziego i trenera, bo podwieziemy na
ramie niegrzeczną pielęgniarkę do sklepu, zamiast starać się premiować na etapach. Przepraszam, chyba w tej chwili bardziej mówię o sobie... W każdym
razie, raz jeszcze: - DZIĘKUJĘ za prawdziwy przykład ODWAGI, BEZKOMPROMISOWOŚCI, KONSEKWENCJI i SZCZEROŚCI, za wybornej jakości owoc, który położyłeś
na stole. To duże wyzwanie!
PS.
Ach, jeszcze jedna rzecz; oto pani Elstera poczuła się zdruzgotana Twoją deklaracją i prosi mnie
usilnie, abym ponownie użyczył jej miejsca na list, w którym chciała się pożegnać - oczywiście z Tobą! Chciałem podać jej adres domowy, ale ona uparła
się na mojego bloga. Nie jest wszak tajemnicą, że argumenty ma niezaprzeczalne, a ja wciąż jeszcze nie należę do wyjątkowych tuzów wolnej woli, tak
więc jej kolejna wizyta być może już ostatecznie pozbawi mnie resztek człowieczeństwa. Już przecież wymogła na mnie, abym w treści jej listu nie tknął
nawet przecinka. Aż boję się pomyśleć, co będzie dalej! Chyba się zgodzę, prawda? Bo jeśli zapragnie, abym zjadł śledzia, wroga kolarza, cóż uczynię?
Nie, no chyba mi tego nie zrobi!
| |