2008-05-26 10:18:51 Spokojny piątek? Tylko w marzeniach... Po wielu uzgodnieniach i rozmowach - wypadło na mnie. Zamiast długiej laby w domu, trzeba było się zmobilizować i w piątek wcześnie wstać, żeby
przyjąć gościnnie wszystkich moich "klientów":>
Aby osłodzić sobie wizję piątku w pracy, pomyślałam: "Nieee... no przecież chyba wszyscy
wyjadą sobie w ten dzień na jakieś wycieczki krajoznawcze.. Komu się będzie chciało do mnie przychodzić?"
I z tą optymistyczną prognozą
zasiadałam w swoim fotelu przy komputerze. Miała wpaść Panna Lulu, więc zapowiadał się ciekawy dzień...
Oczywiście... ledwo wybiła 9.30,
otworzyły się drzwi i od progu padło ciche pytanie: "Można już, prawda?" Można, można... Następni już nie pytali, tylko wchodzili - bez skrupułów. I
tak aż do 16. W związku z tym, że na posterunku byłam sama, musiałam się dwoić, żeby zaspokoić wszystkie żądania wymagających czytelników
:>
Panna Lulu zjawiła się w gradowym nastroju. Była u fryzjera. Od trzech tygodni zastanawia się nad odpowiednim uczesaniem... Dziś była u
drugiej próby, która - co można było wywnioskować z jej miny - nie uzyskała akceptacji.
Moim zdaniem, było w porządku, ale Panna Lulu swoje wie -
kok za bardzo odstawał i nie ma szans, że pójdzie do tego fryzjera po raz drugi. Problem jest taki, że fryzury są niezadowalające, ale za usługę
trzeba płacić... Pocieszenie, że mnie fryzjerka nigdy nie obcina tak, jak sobie tego życzę, wydało mi się marnym pocieszeniem, więc
przemilczałam...
| |