Owszem, marzyliśmy o spotkaniu łosia, ale jednocześnie nie mieliśmy złudzeń, że takie łosiowe tete a tete jest możliwe tak po prostu. Pozostał więc
Łosiów, wieś między Brzegiem a Opolem na trasie Poznań-Kraków.
Trafiliśmy na to miejsce przypadkiem, ale wyprawę postanowiliśmy sprowokować sami.
Dojechaliśmy każde ze swojego końca (Ania z Krakowa, ja z Poznania) do Brzegu i tam rozpoczęliśmy "tropienie łosia".
Nie było go ani w Pałacu
Piastów Śląskich, zwanym śląskim Wawelem, ani w położonym nieopodal kościele św. Krzyża (należącym kiedyś do jezuitów, a stojącym na miejscu
XII-wiecznego kościoła joannitów, czyli Zakonu Kawalerów Maltańskich).
Zarówno pałac jak i kościół zrobiły na nas wrażenie. Niezwykłe drobiazgi
elewacji pałacu oraz uderzające podobieństwo do Wawelu (poza tym, że w Brzegu turystów jak na lekarstwo) czynią z tego miejsca ważny przystanek dla
podróżujących po Dolnym Śląsku.
Barokowe wnętrze kościoła przypominało swoimi iluzjami malarskimi rzymskie Il Gesu lub poznańską farę.
Potem
jeszcze surowy w wystroju, lecz niezwykle piękny kościół św. Mikołaja o najwyższej na Śląsku, trzydziestometrowej nawie głównej.
Tam łosia też
nie było...
A więc w te pędy w pociąg w kierunku Opola i pierwsza stacja za Brzegiem: Łosiów.
W tej małej wsi na przełomie XII i XIII wieku
ufundowana została komandoria joannitów, na której miejscu znajduje się od jakiegoś czasu pałacyk, który przechodził kolejno przez ręce niemieckich
właścicieli szlacheckich (śladami po nich są tylko pozostawione rogi upolowanych rogaczy). Obecnie w pałacyku mieści się OODR (Opolski Ośrodek
Doradztwa Rolniczego). Udało się nam wejść na wieżyczkę pałacyku, zobaczyć niegdysiejszy odkryty basen właściciela i odnowione (we wprost
nieprawdopodobnie kiczowaty sposób) wnętrze niektórych pokojów. No i park z drzewami nawet kilkusetletnimi.
Poza tym w Łosiowie jest jeszcze
kościół na miejscu joannickiego, do którego niestety udało się nam tylko zajrzeć przez kraty...
Restauracja "Pod Łosiem" nazywa się teraz "Oaza" -
szkoda...
Na koniec udaliśmy się na wzgórze widokowo-rekreacyjne (lub coś w tym stylu), z którego mieliśmy szeroki widok na okolicę i nowe boisko
(Unia dała pieniądze), na którym właśnie trwał mecz lokalnej drużyny - Pogoni Łosiów...
Wyszło słońce - w powietrzu wiosna... Łosiów jednak
brak...
Wróciliśmy "na Brzeg" ("Stacja Brzeg, stacja Brzeg" - usłyszeliśmy z megafonów na stacji).
Jeszcze kawa w Ambrozji i czas wracać do
domu. Do tropienia łosia jednak wrócimy...
Zdjęcia z tropienia łosia