2008-05-15 13:50:59 Bukietem w łeb – mocno i na oślep *ODSŁONA PIERWSZA,
w której przychodzi Pan ze zgrzytem i płaczem, że potrzebuje NATYCHMIAST bukiet stokrotek. ZARAZ, bo bez nich oddech już
traci, już żyje ledwo, ledwo… MUSI je mieć.
Menda: MUSZĘ! Rozumie pani, po prostu, jeśli ich mieć nie będę TERAZ ZARAZ, to jestem
ugotowany, jestem kaputt…
BabaJaga: Ale to nie ode mnie zależy. Ja tylko sprawę wypuszczam ze startu, dalej są procedury, przez które
przejść trzeba, a to trwa… NIE MOŻNA tego obejść, ot tak. Przecież pan wie.
Menda: Ale TO CO JA MAM TERAZ ZROBIĆ?
BabaJaga:
Dlaczego nie pomyślał pan o tym wcześniej?
Menda: Nie wiem… Ach…BO JA nie wiedziałem!
BabaJaga: Niech pan się nie
wygłupia… przecież pracuje pan tu nie od dziś
Menda: Ale ja myślałem, że teraz to jest prostsze, że tylko pani powiem i już… oj,
oj, oj,…i co teraz?
BabaJaga (teraz to będzie brzydki wyraz;-///): ?!
TERAZ klapnął przede mną na fotel i biadoli, ręce
załamuje, włosy wyrywa i prawie, że osuwa się na podłogę… łooo matko!, wobec zagrożenia życia ludzkiego - biorę słuchawkę i dzwonię
…
Ze snu wyrwana machina zgrzytnęła, zaskrzeczała i wolno ruszyła.
W końcu po dwóch godzinach pukania i walki wręcz - MAM!
Dostaję stokrotki faksem z zapewnieniem, że żywy, pachnący oryginał można odebrać TAM na miejscu… Biegnę zatem cucić Pana, powachlować go
życiodajną kartką … Ale nic z tego, naiwniaro!, fotel okazuje się być pustym.
Sprawdzam pod biurkiem – a nuż?, idę do barku –
może musiał się posilić?, idę do toalety – może z nadmiaru emocji runął przy umywalce? – ale i tam NIC.
N I C
Nie ma.
Dzwonię – telefon wyłączony…
Ba!.
**ODSŁONA DRUGA,
w której Pan wraca.
BabaJaga: Gdzie pan się
podziewał? Wszędzie pana szukałam.
Menda: Tak? A co się stało?
BabaJaga(cielę oknem, cholera!, wyleciało!): Przecież od rana
potrzebował pan stokrotek. Alarmował pan, że na wczoraj.
Menda: Jakich stokrotek?
BabaJaga(z tej cholernej łąki, której deptać nie
wolno!): ?!
Menda: Aaaaaa to?
BabaJaga: Miał pan szczęście, bo UDAŁO SIĘ załatwić. Oryginał może pan odebrać od
….
Menda: aha, ale wie pani co?….he he… to jednak niepotrzebne, jak się okazuje… He He można
poczekać…
____________
O żesz ku… kurtyna w dół.
Za kulisami:
Mendę gniotę.
Nią kozłuję.
W kosz
celuję.
W miejsce bukietu stokrotkowego – włóżcie sobie, co tam tylko chcecie;-))))))
PS.:
o wczorajszym konkursie
pamiętam.
O nagrodzie też!
A rozwiązanie będzie – jak osioł przybędzie;-))))
| |