2008-05-09 11:23:03 KIEDY DZIADKOWI SIĘ NIE KLEI... Telefon wczoraj po siedemnastej, dzwoni dziadek, odbieram więc z taką "pewną dozą nieśmiałości". - Halo... - zabrzmiała moja zwerbalizowana
nieśmiałość. - Cześć! Przemek, masz chwilę? - Dziadek miał w głosie zaczątki tej charakterystycznej irytacji, która niejednokrotnie po osiągnięciu
wyższego poziomu i nagłym a nieoczekiwanym spadku doprowadzała nas obu na skraje odmiennych stanów świadomości. Trochę się więc wystraszyłem, że znowu
napędził tego swojego "zajzajeru" i pilnie mnie potrzebuje w wiadomym charakterze. Ale, zaraz, zaraz! - pomyślałem - a fermentacja? Dopiero przecież
były jego urodziny i nawet najszlachetniejsze i najbardziej pracowite drożdże świata "hołubione" przez dziadka przy wykorzystaniu farelki i licznych
"zaklęć" nie są w stanie aż tak gwałtownie przyspieszać naturalnych procesów; no, a monopolowa mu szkodzi, jak sam twierdzi. - Mam chwilę. Co tam? -
porzuciłem chwilowo nieśmiałość. - Kleju mi zabrakło. Mówię ci... - I odtąd przez co najmniej kilka długich minut streszczał swoje długoletnie pożycie
z babcią, układając wszystko w niezwykle barwny stosik wybitnie subiektywnych ocen przetykanych efektownymi przecinkami. Słuchałem bezradnie. Szukałem
punktu zaczepienia, żeby się jakoś wtrącić, żeby to przerwać; bo co mnie w końcu obchodzi, że babcina menopauza przyszła jego zdaniem zbyt wcześnie i
jest nie do przyjęcia, a zupa wciąż bywa za słona? Równie dobrze ona mogłaby powiedzieć, że łowione przez niego ryby nie są z Wisły, tylko z targu, a
jego zwyczaj chodzenia po mieszkaniu w samych spodniach od dresu, pamiętającego jeszcze czasy słynnego bojkotu Igrzysk w Los Angeles, narusza dość
zdecydowanie jej wątłe poczucie estetyki - natomiast że sama nosi wciąż ten sam szlafrok nie ma nic do rzeczy! - ...Przemek, dobra, nie ma co,
słuchaj... Masz może trochę kleju?
- Jakiego kleju? - Zbędne pytanie, bo nie posiadam nawet zapachu choćby gumy arabskiej.
- Do płytek.
-
...?
- Masz?
- Nie. - zapadła chwila milczenia. W słuchawce coś pykało i lekko mlaszczący dźwięk zapowiadał jakąś puentę.
- No nic! Dobra!
To zaleć może. Babka wychodzi...
A to spryciarz! Nie doceniałem go! Ryba była dobra...:)
PS. Ta biedna świnka wczoraj o mało nie
została uderzona młoteczkiem - na szczęście dzieci stanęły w jej obronie. Muszę uważać, bo w jej brzuszku zbiera się fundusz na wyjazd w góry z bratem
Sławomirem.
| |