2008-05-07 12:20:48 Spotkałam wczoraj kolegę… … z liceum.
Zeszliśmy się w Poznaniu na ulicy, nomen omen, Szkolnej.
Spotkanie było tradycyjnie przypadkowe, bo z tym kolegą tak
mam, że co jakiś czas wpadamy na siebie przygodnie w przeróżnych miejscach i okolicznościach. Ja go wtedy pierwsza rozpoznaję, a on potem mi mówi
„tak też myślałem, że to ty, ale nie byłem pewien, więc nie chciałem cię zaczepiać”.
Staliśmy na rogu ulicy, słońce świeciło nam
prosto w ślepia i przesłuchanie z prawdziwego zdarzenia trwało: Gdzie pracujesz? Aha. Gdzie mieszkasz? Aha. A co tam u ….? Aha. A co tam? A kto
tam - panie hipopotam?
I nikt nikomu za brak szczegółowych odpowiedzi paznokci nie wyrywał, nikt pomyjami w twarz nie chlustał, i nawet
żadnego na odlew walenia nie było…ale kiedy kolega zaproponował kawę - szybko podwinęłam ogon i pognałam galopem na dworzec, bo ja przecież
„ZARAZ mam pociąg”. Hm… oto do czego czasem uzależnienie od PKP się przydaje;-))) oj tam, cicho!;-)
I nie wiem, czy winny
jest portal nasza klasa? Ale ja już mam dość wspominania. Kipię wspomnieniami. Więcej już we mnie nie wlezie. Jestem DOROSŁA i proszę już nade mną nie
stać i we mnie nie wmuszać… Ani tych o smaku cukierkowym (od landryn psują się zęby!!!), ani tych melodramatycznych i słonych (bo wolę paluszki
z sezamem). Odgrzewane potrawy mi nie smakują. Są nudne! Bo i mniej pikantne, i rozgotowane i, niezależnie od kształtu pierwotnej wersji, takie jakieś
bleeee-fuj-mało-apetyczne.
Może jesienią mi przejdzie;-)) Może po tym dopiero poznam starość. Nie po zmarszczkach, zniżającej się ku ziemi
sylwetce, bólu w kościach, żołądku czy wątrobie. Ale po tym właśnie, że nagle łatwiej mi będzie powoli zawracać niż przeć do nieznanego przodu; będę
sobie wygodnie siedzieć na ławeczce (przed blokiem, domem, czy na cmentarzu obok skutych lodem znajomych) i przewijać, i nawracać, i oglądać wszystko
w zwolnionym tempie; przeżuwać raz jeszcze – KTO WIE? - może już tylko sztucznym uzębieniem. :-))))
O noł… Ten kto wie –
niech na wieki zamilknie;-)))) … tfu, tfu, tfu przez ramię lewe i na psa urok.
Oj tam, może po prostu wspominki muszą w ciemnych
piwnicach mej łepetyny nieco przeleżeć i dojrzeć jak sery lub wina. I dopiero wtedy pokryte patyną - zdołają mnie skusić. Ekhm… Koneser się,
kurcze pieczone, we mnie odezwał … Albo, jakby powiedzieli w domu - francuski piesek;-))))))
No dobra – wydziwiam i cuduję. Może
to jednak tak długo trwać nie będzie? Może już za kilka lat dam radę pojawić się na jakimś zjeździe bez wątpliwości, a za to z radością od ucha do
ucha. A może to już za rok, za miesiąc? Może już za chwilę mniej wybredna będę? ;-))))) Może ktoś pieska ze mnie wyciągnie na spacer?
Na
razie w okamgnieniu przebiegam myślą wszystko to, co miejsce miało tam - w licealnych czasach, mijam te dzieje i bez zadyszki, żalu, czy wzruszeń idę
sobie dalej.
No to cześć!
;-)))
PS.: Sponsorem zdjęcia jest LO rodem z Gostynia.
Kto poznaje - ręka w
górę…
No kamraci…
Po dwa zadania tekstowe do domu w nagrodę;-))))
|  |