2008-05-06 13:22:07 Koledzy Przedstawienia, w których czasem usiłuję grać rolę srogiej - nigdy nie trwają długo i większych sukcesów nie odnoszą, bo zbyt łatwo daję się
rozbroić. Czasem nie zdążę się rozkręcić, czasem na scenę jeszcze dobrze nie wyjdę – a już leżę.
Odbieram telefon.
Pan: Dzień
dobry, ja chciałbym skontaktować się z Panem _Z.
BabaJaga (nabiera powietrza, żeby surowo podać numer służbowy)
Pan: Czy mógłbym
dostać numer jego telefonu komórkowego?
BabaJaga (nabiera powietrza, żeby powiedzieć z nutą nagany, że takich numerów NIE
rozdaje)
Pan: Bo ja jestem jego kolegą...
BabaJaga: ?!
Spalona! Przyznaję. Nie byłam przygotowana.
Nie znam
odzewu na to hasło.;-))))
Przez głowę przeleciało mi migiem:
1. I co z tego?
2. I nie ma pan jego numeru?
3. A ja koleżanką,
miło mi. Pójdziemy na kawę?
4. Zuzanna lubi je tylko jesienią…
Nie wiem dlaczego, ale żadnej z w/w odpowiedzi nie
zatrzymałam...
Ale nic nie szkodzi. Zamiast zastosować głupią odzywkę – zawsze można wybuchnąć głośnym śmiechem i nim skompletować swój brak
profesjonalizmu;-)))))) No brawo dziewczyno!
Oj no, bo przychodzi czas, że powietrze z płuc spuścić trzeba;-)))))
„Bo ja
JESTEM JEGO KOLEGĄ.”
No naprawdę…;-)))
A ja alfą i omegą…;-P
PS. Chociaż czym to jest w porównaniu z oburzonym
damskim głosem: „ależ ja, proszę panią, jestem jego prawie narzeczoną” – który usłyszała w słuchawce moja koleżanka, nękana w
podobnej sprawie;-)))))))
|  |