OCENA: 4.77 ECHO AZJI  
  Kategorie:  ECHO AZJI |

2008-05-05 12:29:42
AZJATYCKI GRILL

Cały ten zgiełkliwy czas zwany "długim łikendem" spędziłem po heretycku - bez grilla, kiełbasek, szaszłyków, piwa, zderzeń czołowych na Krupówkach, zamoczenia butów na sopockiej plaży. Jak na starego profana nowych zwyczajów przystało, nigdzie nie wyjechałem. Zresztą i tak żona była w pracy, więc... Poprosiłem babcię, aby zerknęła na powierzoną mej bezwzględnej opiece dziatwę i napełniła ją strawą, gdyby moja planowana nieobecność się przedłużała (zapragnąłem, mimo nieustannie padającego u nas deszczu, trochę pokręcić pedałami). Wysłuchałem paru matczynych klasycznych uwag, w stylu: - Synku, ale przecież zmokniesz! - No, trochę zmoknę, mamo... - A jak się przeziębisz? - Nie przeziębię, daj spokój! - Weź chociaż parasol! - Kurczę, mama, nie da się tak jeździć! - Da się! Jeździłam na działkę. - Dobra, wezmę sobie jakąś folię na łeb! Wystarczy!? - Ale czego się denerwujesz? Rosołek będzie, nie jeździj za długo. - Wyszedłem na maksymalnym tętnie, takim ani na rower, ani do kościoła. Deszcz nie odpuszczał, stojąc patrzyłem spod daszka na uciekający z Kazimierza sznur warszawskich samochodów. Nawet szatan mnie opuścił, nie padła żadna kusząca propozycja z jego strony, nic! Nawet blade i wyświechtane: - Zadzwoń do kumpla, siądziecie sobie. Nie jakoś tam ostro, po jednym piweczku, Przemuś, człowieku wyluzuj!, godzina i będziesz w domu, mówię ci, stary! - Ale nie! Poszedłem do domu, przebrałem leniwie za kolarza, zrobiło mi się szkoda łańcucha, w ogóle nastąpił taki dziwny moment, pretensja do całego świata, że sprowadza na mnie chmury, podczas gdy innym kadzi dymem z przypalanych żeberek. Kazimierskich warszawiaków nie liczę. Oni potrafią bardzo szybko i skutecznie się przemieszczać z miejsca na miejsce. Ci z nich, którzy jednak zostali, taplają się w SPA, nieświadomi pogody panującej na zewnątrz. Jeśli już coś pada, to w pierwszej kolejności są to oni sami - potem ich zasady, a dopiero na samym końcu deszcz; na gołą głowę, tak na otrzeźwienie "po wczorajszym". Dzisiaj wszyscy spotkali się w pracy. Jedni pełni energii, zrelaksowani, wypoczęci. Inni z mokrymi głowami i milczący. W obu przypadkach jest to kac. Uważajcie dzisiaj na swoich szefów. To szczególny gatunek weekendowego wczasowicza. Wesołemu zanieście dobrze schłodzoną Colę owiniętą w podanie o podwyżkę. Smutnemu zajrzyjcie głęboko w oczy i wsuńcie w dłonie "Traktaty" Mistrza Eckharta. Nic nie zrozumie. Pogłębi się jeszcze dodatkowo jego i tak już niskie poczucie własnej wartości i depresja. Ale spokojnie, bo już jutro to on sam przyniesie wam Colę, zawiniętą we wniosek o podwyżkę z jego podpisem. Do dzieła! I pamiętajcie, że godzina miłosierdzia jest o piętnastej. Ora et labora!

PS.

Na zdjęciu moja córeczka obok jakiegoś literata.

  Komentarze (1)   |   Oceń (4.77)   |   Skomentuj  


Komentarze czytelników:

BabaJaga Napisał:

Literat jakoś nie wzbudza zaufania córy... sztywniak z niego, bezapelacyjnie! ;-)))))
2008-05-05 12:43:44



autor: ECHO AZJI

o mnie
kontakt
prawa autorskie

<<   Maj 2024   >>
pnwtsrczptsoni
1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31
ECHO AZJI

najnowsze wpisy

    POSTNIE
    ZMĘCZENIE
    WIZYTA KSIĘDZA
    IDĘ GDZIEŚ...
    SPOSÓB NA MRÓZ
    TRZY STRZELIŁEM!
    SALUT!
    EGZAMIN KOMISYJNY
    POKONAĆ TRUDY
    ŚW. MIKOŁAJ