2008-05-04 15:16:29 Persona non grata Szczerze podziwiam tych śmiałków wytrwałych, co to chcą jeszcze ze mną spacerować. Szczególnie zaś tych, którzy z własnej nieprzymuszonej woli
wyciągają mnie z domu. DZIĘKUJĘ KOCHANI;-))) Naprawdę Was podziwiam. Wyprowadzacie mnie na zieloną trawkę, o niezłomni!, choć prawdopodobieństwo, że
stanę się nieznośna jest tak duże, że …właściwie to bierzecie mnie z gwarantowanym pakietem kaprysów i dąsów, niespodziewanych zrywów,
gwałtownych przyspieszeń tempa w połowie trasy, niekontrolowanych wymachów rąk i nóg, nerwowych podrygów ciała całego….
Mnie samą
strasznie to denerwuje, a co dopiero Was;-))))), ale nie potrafię zapanować nad sobą, co jest tym bardziej straszne, że przecież LUBIĘ, naprawdę
lubię!!!, łazikować nizinami, szwendać się polami i włóczyć dolinami… A najbardziej wędrować po lasach właśnie na wiosnę, kiedy jeszcze jest
bezpiecznie…tj. BYŁO bezpiecznie, bo niestety tegoroczna ciepła zima zabrała mi przywilej spokojnych spacerów. Na świeżym powietrzu już teraz -
mimo, że jeszcze prawdziwe ciepło przyjść nie zdążyło – grasują całe stada koszmarnych, krwi żądnych insektów. Zaopatrzone w te swoje
nieodłączne odwłoki, skrzydełka, odnóża i tchawki, panoszą się wszędzie, niestrudzenie uprzykrzając mi majowe po kniejach marsze.
Czy
podczas przechadzki nie mogą mi sekundować eleganckie motyle, spokojne biedronki, grzeczne pasikoniki… albo chociaż przyziemne sztaby stonki
ziemniaczanej? Każdy owad wydaje się być lepszym kompanem w podróży od komara. Oj, no żeby on chociaż nie brzęczał tak natarczywie tuż nad uchem, żeby
kulturalnie przycupnął na ramieniu i siedział po cichu… no w ostateczności mógłby pogwizdywać lub nucić coś, choćby i na fałszywą nutę…
Ale nie! Nie dosyć, że do mnie nieproszony dołącza, to jeszcze ze zgrają swoich odstręczających kamratów.
Przy pomocy tej bzyczącej zgrai -
na krok mnie nie odstępującej - w piątek nie popisałam się na łonie natury. Na sobotniej wyprawie byłam wprawdzie lepsza, prawie idealna, ale …
nie mogę tego tak zostawić.
Żeby nie stać się dla rodziny i przyjaciół jeszcze bardziej obmierzłą (niż jestem:/) - na wycieczce, w spokojnej
chwili zadumy przy jeziorze, przyszło mi do głowy jedno rozwiązanie (oprócz pomysłu niewygodnego zakutania się w firanę – odrzuconego w
przedbiegach). Mianowicie, aby spacer stał się nie tylko znośny ale i przyjemny – muszę go odbywać w stroju pszczelarza. Trzeba mi nabyć taką
jednoosobową spacerową moskitierę. Tylko… żeby bardziej twarzowa była, a wezmę z pocałowaniem ręki;-)))
Bartnika – designera -
gotowego pomóc mi w skompletowaniu odpowiedniej garderoby – przyjmę z otwartymi ramionami. A ujmując rozsądnie w swych planach nadchodzące lato
i ciepłą zimę minioną – chętnie zakupię też podobny strój, ino nieco wygodniejszy. Na piżamę;-)))))
PS.: Na załączonym obrazku
(Osieczna 2008) - moment mego lądowania po wykonaniu, dech zapierającego!, silnego kopa z półobrotu w prawo;-))))) Trafić - nie trafiłam, ale
niebezpieczeństwo ukąszenia chwilowo zażegnałam. A to już coś;-)))))
Dodam jeszcze, że koniec końców z majówki wyszłam bez
uszczerbku;-))))
PS.2
A dziś... to naprawdę skandal! Bo, by poczuć ciepło - trzeba sobie włączyć odpowiednią muzykę. Prawdziwa granda!
:-)
Ale mimo to, miłej weekendowej kropki Wam życzę;-)))))
| |