2008-05-03 12:19:05 KORZYŚCI Z PORWANIA SAMEGO SIEBIE Miłe mojemu uchu głosy dotarły za wstęgę mojej ukochanej Wisły, tnąc eter radosną wiadomością, iż miałyby moje zapiski znaleźć poczesne miejsce w
ofercie kulturalnej miasta Poznania za sprawą tamtejszych rajców redagujących listę osobliwości występujących na podległym ich jurysdykcji terenie. Co
prawda zamierzają mnie pomieścić w dziale SPORTY EKSTREMALNE, pod zakładką SZTUKI WALKI WSCHODU (to zapewne jakaś drobna aluzyjka), ale nie wypada
narzekać. Wczoraj zaś kolega kończył 39 lat, trochę mu w tym pomagałem, więc całkiem możliwe, że podaną informację wyprodukowałem sam. Kiedy
wychodziłem (z żoną ukochaną, pod jej pewnym i silnym ramieniem, poprzedzonym jej równie czujnym okiem) jubilat prosił mnie, żebym pamiętał. Nie
zdołał sprecyzować, o czym. Sprawiał wrażenie, jakby każde rytmiczne uderzenie werbla The Cult rwało mu wątek, wiedział, że musi mi coś przekazać,
żebym pamiętał, już, już dochodził do sedna, nagle: łup! łup!, pamiętaj, kurde!, Lechu ścisz tę muzykę!, ponowne skupienie i dalej nic, pamiętaj,
kurde!, pamiętaj! Pamiętam więc i długo nie zapomnę! Wracając do informacji, którą, jak rzekłem, być może sobie uroiłem, muszę zaznaczyć, że mam
długoletnie doświadczenie w manipulowaniu samym sobą. Nie dalej jak dwa lata temu, np. podjąłem udaną próbę wymuszenia okupu ode mnie za samego
siebie. Proszę ostrożnie się przyjrzeć, sprawa bowiem może się wydawać nieco skomplikowana na pierwszy rzut oka. Otóż sam się uprowadziłem w góry, do
Wisły, skrupulatnie wybierając miejsce "się przetrzymywania". Cierpliwości... Przez cały tydzień nie było mnie w domu. Nawet żona zauważyła.
Przetrzymywałem się zatem pod Kubalonką, warunki znośne, nawet telewizor, ale włączany tylko w celu dodatkowej udręki. Później, już całkiem legalnie i
oficjalnie, pielgrzymowałem do tego miejsca ze Sławusiem - co uczynimy i w tym roku. Dni były jednak ciężkie, zmuszałem się do forsownych
wielogodzinnych wspinaczek rowerowych, bolały mnie wszystkie mięśnie, umierałem z pragnienia, zostałem doprowadzony na skraj wytrzymałości tak
fizycznej, jak i psychicznej. Mały krok dzielił mnie od załamania. Potrzebowałem też okupu - po coś się przecież porwałem. Tutaj jednakże natrafiłem
na poważne trudności z wymyśleniem, jak zmusić się do przekazania sobie własnych pieniędzy. Z braku zadowalających pomysłów uległem w końcu, idąc na
łatwiznę. Znalazłem bankomat, niezauważenie podprowadziłem się do niego. Po chwili wahania i zastanowienia co do sposobu wyjawienia sobie numeru PIN,
wyjąłem nagle długopis i straciwszy cierpliwość przystawiłem go sobie do skroni, w charakterze pistoletu, zastraszając się w ten sposób. Wolną ręką,
drżąc delikatnie, nabijałem dyktowane pod presją cyfry. Transakcja została zrealizowana, pieniądze powędrowały do mojej kieszeni, odszedłem smutny.
Natychmiast kazałem sobie zrobić duże zakupy, stawiać piwo na mój koszt, no, po prostu, mówię wam, koszmar! Ale najgorsze miało dopiero nadejść, kiedy
później zmusiłem się zaprowadzić do jakiejś umiejętnej góraleczki, hej! W tej sytuacji postawiłem wszystko na jedną kartę, zbuntowałem się i
powiedziałem, że nie i koniec! Byłem twardy, nawet ponowne przystawienie do głowy długopisu nic nie dało. Naprawdę gorąco! Szkoda gadać, to zdarzenie
przeżyłem chyba tylko jakimś cudem. W końcu wypuściłem się z powrotem do domu, ostrzegając się jeszcze na wszelki wypadek, że jak pisnę choć słówko
komukolwiek, to mnie zakopię w lesie! Wróciłem wykończony emocjonalnie, wrak człowieka. Dzieci były szczęśliwe. Żona była... wyrzuć śmiecie! Czekam na
kolejne porwanie... Zapraszam!
PS.
Na zdjęciu; zmuszałem się do jeżdżenia po czymś takim!
| |