2008-04-15 11:01:48 A cappella „tak trudno przychodzi mi,
By się targnąć na słowo, co się zaczyna na mi……”
Kiedy się człowiek na pierwszy rzut
ucha zakocha, to potem, kiedy obiekt pożądania bliżej i bliżej poznaje, może się niechcący i na opak, przez własną zachłanność i brak umiarkowania - z
tej miłości wyleczyć albo może zadurzyć się mocniej, zabujać wyżej. Po uszy całe.
Tym razem szczęśliwie przypadło mi w udziale to
drugie.
Wpadłam. Moje uszy przylgnęły - prawie, że na amen - do płyty Lao Che. Wiem, że już o nich wspominałam, i że może
przynudzam…ale jestem tak naszprycowana ich muzyką, że wybaczcie;-)) Na haju jestem!!! Lecz mimo, żem w takim stanie - do przedawkowania jeszcze
dużo brakuje.
Każdy uzależniony tak mówi?
Może być. Musicie jednak wiedzieć rzecz taką, że rzadko, NAPRAWDĘ RZADKO, zachwycam się jakimś
artystą na tyle, by skusił mnie do kupna swej płyty. Słuchanie kilkunastu piosenek pod rząd tego samego zespołu – jest dla mnie wyzwaniem.
Zawsze boję się, że lada chwila mnie to znudzi. Z każdym kolejnym utworem wytężam słuch nerwowo i w oka mgnieniu męczę się; często już w połowie
odsłuchu dopada mnie nieznośne wrażenie, że słucham jednego i tego samego, że płyta się zacięła, że muzykom skończyły się pomysły, a wokalista śpiewa
monotonnie wciąż na tę samą nutę.
Dlatego wolę i hołubię radio, które raczy mnie wszystkim po trochu, dając różnorodność, ciągnąc w różne dźwięków
strony. Dlatego muzykę na własność nabywam od dzwonu wielkiego. Dlatego tak nawijam o tej płycie po raz kolejny i przeżywam ten, od święta,
zakup:-)
Lao Che, choć całe w kolorowej słodkiej posypce – nie jest przesłodzone.
Jest całkiem i zupełnie INNE od tego, co do tej
pory zebrałam (a może teraz mi się tylko, jako nowość, INNYM wydaje?). W każdym razie słuchajcie, słuchajcie, bo jest tam TEKST i pod TEKSTEM też coś
jest.
Można by ponarzekać na oprawę graficzną i formę wydania (delikatnie mówiąc: skromną) tego krążka, ale jeśli o mnie chodzi – dostałam -
com chciała. Każdego dnia mam inny numer jeden. :o)
Wszystkim na przebudzenie zamiast kawy na czczo – uczciwie rekomenduję
„Hiszpana” i „Chłopaków”. Budzenie się z nimi przy boku i tuż tuż przy uchu POLECAM szczerze i ze swej strony gwarantuję, że
zmieszczą się w każdym łóżku – w Waszym Panowie też … no, no.. nie ma się czego wstydzić;-)))
I na koniec coś, co planuję sobie
często powtarzać:
„uchlastaj aniołku mój jęzor uparty,
Gdy sepleni słowem wypowiedzenia niewartym”
No to
chlast!
PS.
Cudze słowa są własnością Lao Che.
|  |