2008-04-12 10:21:03 O SPODNIACH I ROZMOWIE Z BISKUPEM
Kiedyś w wolnych chwilach wykonywałem takie śliczne bobasy (na zdjęciu próbka moich umiejętności). Potem ceny mieszkań oszalały, kładąc kres mym
wyczynom, pod groźbą ciasnoty, lub przeprowadzki na dno jeziora, gdzie na śniadanie jadłbym tylko garść żwiru (jak u Monty Pythona). W obecnych
chwilach ciszy nie zamieniam się już w pistolet. Wyruszam w pobliskie górki i wkręcam sobie język w szprychy. Powtarzam - język! Tzn. aktualnie
niczego sobie nie wkręcam, pozostając jeszcze czas jakiś fizycznie upośledzonym. Mam władzę, co najwyżej, wkręcić sobie śrubkę numer pięć. Przykre
doświadczenie. Przekłada się dosłownie na wszystko. Nawet sny mam normalne inaczej. W środku miasta, na trawniku przy jakichś krzakach, podszedł do
mnie tutejszy ordynariusz, abp. Życiński, przybiliśmy piątkę, on spytał, czy zgadzam się aby w tym miejscu stanął pomnik? A ja w ogóle nie wiedziałem
o co chodzi. Co mi tam! Zgodziłem się. Miałem na sobie tylko flanelową koszulę. Żeby chociaż jeszcze bandaż. A tu nic! Ale pobłogosławił, a zza jego
pleców wyskoczyli wtedy nagle przyczajeni dostojnicy reprezentujący okoliczne gminy i powiaty. Każdy chciał się przywitać - niestety, spodni jak nie
było, tak nie było. Zachowuję jednak spokój. Przejdzie mi. Zaglądając na Wasze stronki, już mi lepiej. Miejcie tymczasem wyrozumiałość dla mych
aberracji. Jednak gdybyśmy za każde otwarcie blogu sbajew pobierali 10 gr., to budżet planowanego sabatu blogerów wynosiłby już dwa tysiące złotych,
rósłby nadal systematycznie, a za resztę, w przyszłości, moglibyśmy dokończyć budowę Świątyni Opatrzności Bożej.
| |