2010-04-20 11:41:22 Co przy kasie jest najważniejsze? Miejsca takie jak Urząd Skarbowy wzbudzają we mnie strach. Nie, żebym miała jakieś nieprzyjemności czy przykre doświadczenia. Z założenia takie
miejsca wolę obchodzić szerokim łukiem.
Ale czasami się nie da... Myślałam, że i w tym roku uda mi się od tego wymigać, a mój związek z PITem
ograniczy się do złożenia podpisu na ostatniej stronie.
Godziny otwarcia kasy zmusiły mnie jednak do osobistego stawienia się w
Urzędzie.
Bo Bilbo zwrotu podatku - tak jak większość szczęśliwców - nie dostaje. Bilbo musi dopłacać.
Stanęła więc dziś w kolejce do
kasy. Przed nią pan: młody, widać że przedsiębiorczy, energiczny i do tego przystojny. Dzieli los Bilbo i też musi dopłacać. W ręku dzierży plik
stuzłotówek (to nas różni, bo Bilbo dzierży w dłoni jednego złocisza).
Pani w kasie bierze blankiet i z uśmiechem mówi do pana:
- Tu
jeszcze datę i podpis proszę uzupełnić.
Pan podpis złożył i wręczył pani trzynaście banknotów stuzłotowych. Pani szeroko się uśmiechnęła,
wymieniła uprzejmości z panem i w tej przyjemnej atmosferze pan odszedł od kasy.
Podeszła Bilbo, podaje blankiet:
- Złotówkę poproszę -
powiedziała pani w okienku, przybiła pieczęć, dała pokwitowanie i wdała się w rozmowę z koleżanką siedzącą obok.
I teraz zastanawiam się, czy
pani była miła dla tego pana, bo był młody i przystojny, czy też dlatego, że dla petentów oddających państwu ponad tysiąc złotych tak trzeba?
Ja
dla pana też bym była miła. Nawet gdyby wpłacał tylko złotówkę.
Hmmm...
| |