2010-03-28 22:06:31 Werther Oto banalna historia miłosna: on kocha ją, ona kocha jego, ale zaręczyła się z innym. Wszyscy cierpią, wiadomo. Na dodatek ona - uosobienie wszelkich
cnót, skoro innemu przysięgała po grób, tym samym do grobu doprowadziła drugiego. W naszych czasach by to nie przeszlo. Jakoś by to załatwili w
trójkę, ale gdzie romantyzm?
I właśnie. Tu romantyzmu było pod dostatkiem. Nawet ja, bez cienia tkliwości i tym podobnych farmazonów,
ocierałam ukradkiem łezkę.
Śpiewacy targali mymi uczuciami do szpiku kości. Byli dynamiczni i przekonujący nie tylko w słowie śpiewanym ale i
w ruchu. I chociaż wiedziałam, że Werther i tak w końcu zginie, to łudziłam się, że może jednak nie.
I tu trochę się skrzywię, bo za długo
"umierał". Strzelił sobie w głowę i padł. Dokonało się. Ale kiedy wszyscy już skłonili głowy nad jego śmiercią - zaczął śpiewać. Mało tego, podniósł
się i przemieścił na fotel, z którego po chwili zwisnął nieżywy. Acha! Akurat nieżywy. Długo nie mógł się rozstać ze światem, bo jeszcze miał dużo do
wyśpiewania. Również na stojąco. Aż wreszcie padł. Nieżywy.
A nie, nie. Jeszcze nie. Dopiero po kolejnej pięknej partii.
Teraz Charlotta.
Niby taka cnotka, a się z Wertherem całowała i miłość mu wyznawała. To jak, zdradziła męża czy nie?
A najbardziej intryguje mnie jej
rodzeństwo. Ona plus minus, mogła mieć ze dwadzieścia lat. Jej siostra ze dwa, trzy mniej, ale pozostałe rodzeństwo? Dziesięć sztuk drobiazgu?? To w
jakim wieku była jej matka??
Acha. I ta zacna dziewczyna wzięła na swoje barki wychowanie tego drobiazgu, bo im rodzicielka zmarła (dla
podniesienia dramatyzmu). I jak się szykowała na bal, to w sukni balowej kroiła im chlebek (Charlotta, nie matka).
I tu kurczę, niesmak do
wyświetlanego tekstu. Porównałabym to do bryku - marnego streszczenia lektury.
Na scenie wysoka kultura, a na górze chłam. To pasowało jak
nie przymierzając wół do karety.
Trochę brakowało mi też typowego dla Werhera symbolu - żółtej kamizelki, ale się tego tak bardzo nie będę
czepiać.
Żeby nie kończyć minusem, bo opera podobała mi się mimo wszystko - urzekła mnie scenografia. Bardzo realistyczna, moim zdaniem.
I oczywiście śpiewacy - całą swoją grą.
| |