2010-03-27 22:49:47 UnderGroundFly Właśnie wróciłam z koncertu. Wypaliłam chyba ze dwieście papierosów (biernie, ma się rozumieć, ale to gorzej, jak słyszałam), w uszach mi piszczy i
uczucia mam mieszane.
Przede wszystkim nie podobał mi się support. Zespół Instynkt zagrał dwa utwory i moim zdaniem o dwa za dużo.
Najfajniejszy był u nich metronom, przy którym się dostrajali.
W ogóle wkurzało mnie, że po dwóch godzinach strojenia, nadal coś technicznie
nie grało. I kiedy UGF zaczęli grać, a ja się wreszcie ucieszyłam, że Impuls zszedł ze sceny, to i ci przerywali, bo "halo, halo, klawiszy nie ma!"
Zaczynają utwór od nowa, ja od nowa zaczynam się bujać, a tu znowu przerwa: "Basów nie słychać!" No, żesz kurdę. Ja rozumiem, że koncert za siedem
zeta, ale niech będzie.
Mnie laikowi nawet te braki nie przeszkadzały, bo ich nie słyszałam. Więc mogli jechać z koksem bez
czegośtam.
I pojechali wreszcie. Wokalista, jak ta szalona pchła skakał po scenie, czochrał owłosienie, wieszał się na statywie, tulił się do
niego i w ogóle był bardzo ekspresyjny. Mnie się podobało. Momentami wyglądał jak nadmuchana lalka, szarpana porywami monsunu z prawa na lewo i z lewa
na prawo. Aż dziwne, że statyw to wytrzymał :)
Na widowni nie więcej niż 30 osób, a oni grali jak dla 300. To też mi się podobało.
Wokalista szalał, basista był w swoim świecie, a gitarzysta momentami wyglądał jak Tofik z kabaretu Ani Mru Mru. Perkusisty nie
widziałam.
Koncert kameralny i to był plus. Minusem było "granie do kotleta" (ale to nie wina zespołu, broń boże!) Część słuchaczy była po
prostu przypadkowa i zupełnie niezaangażowana w odbiór. A przy takiej ilości to chyba widać ze sceny?
Mniejsza z tym. Nie mój cyrk nie moje
pchły.
Ale chyba na tego typu wyjścia zabierać się z grupą ludzi. Czułam się tam trochę dziwnie. Jedyna niepijąca, niepaląca i w dodatku
sama.
| |