2010-02-04 09:40:08 WIZYTA KSIĘDZA Choinka już niestety na śmietniku. Za każdym razem szkoda mi ją tam wywalać. Pewnie myśli sobie, że jak tak, to prezenty, śpiewy, radocha, a potem w
zgniłe odpadki, pudełka po kefirach, gołą, bez igiełek, ledwie żywą wyrzucam ją jak szmatę wyciśniętą do cna! Dziwię się Unii, że dotąd jeszcze nie
powołała jakiejś specjalnej komisji w tej sprawie. W sobotę nawiedził nas ksiądz i choineczki już niestety nie zobaczył. Oglądał dzieciom zeszyty i
pytał, czy jest miłość. Nie zrozumiałem, czy pytanie było raczej natury ogólnej, czy chodziło o relacje rodzinne. Zapytałem więc sprytnie, czy może
kawy? Okazało się, że wcześniej wypił już dwie plus dwie herbaty, co by oznaczało, że to pytanie postawił już co najmniej czterem sąsiadom.
Przyznaliśmy się więc, że miłość jest. Trudno, nie było wyjścia. Spodziewałem się teraz kolejnego pytania podobnie niejasnej natury, mianowicie - czy
jest grzech? Ale nic takiego nie nastąpiło. Zapadła więc ta charakterystyczna cisza, kiedy nikt nie chce żeby mu w brzuchu zaburczało, a burczy.
Księdzu nie burczało, zresztą spod grubej sutanny i krochmalonej komży i tak pewnie nic nie byłoby słychać. Zacząłem więc pleść, że ja to, kurczę,
proszę księdza na rowerze zasuwam maniakalnie, dzieci na sankach ciągam, gram w dwóch zespołach, a ten chórek młodzieżowy, to może by przerzedzić
nieco, bo z połowa dziewczyn ma problemy ze słuchem, i... - O, to pan gra? - Spytał entuzjastycznie. - Bo potrzebny nam na niedzielę gitarzysta. Nic
specjalnego, dwie piosenki, tylko że z dziećmi. Oj, świetnie, że pan o tym wspomniał. Tak, dobrze! Więc próba będzie w piątek o 14.30. Tam gitara
jest, ksiądz proboszcz kazał kupić. Podobno niezła. O, proszę! - chyba się pożegnam, zasiedziałem się troszeczkę, państwo zaraz pewnie obiad. Cóż,
miło mi zatem, i do zobaczenia w piątek. Znakomicie, ach! cóż za wspaniały zbieg okoliczności! "No, faktycznie, zadziwiający!" - pomyślałem sobie.
Ksiądz wyszedł i zapadła ta cisza, kiedy to nikt nie chce, żeby mu burczało, a burczy...
| |