2010-01-25 21:06:37 Renta Przemyk Za wcześnie przyszłam. No, dobra, oni zaczęli później, a że lubię Renatę, niech będzie na mnie.
I nie uwierzycie - od razu był Odjazd. Noo,
niektórych pod koniec tak wzięło, że też mieli odjazd. Nagle ni z gruchy ni z pietruchy, zrobiło się zamieszanie i zaczęło się pogowanie. Pogowali:
Gibbon, Neandertal i Małpa.
Posypało się szkło. Jeszcze chwila a posypałyby się zęby. Gibbon wykrzyczał nawet: Renato, czy ci nie żal ...
zdzierać gardła?! Taka aluzja do nas smutasów niepogogasów. Ale Renacie żal nie było i dalej pięknie się darła. Z każdą piosenką publiczność reagowała
żywiej.
Przy czwartym utworze, takiej a la cygańskiej, że, wiecie, nic tylko kastaniety i tamburyna w dłoń i dawaj-że przygrywać do wtóru -
słuchacze ożywili się znacznie i falowali ostrą falą dół-góra, dół-góra w rytmie rym cym cym. Dla mnie super! Najlepszy utwór.
Renata oprócz
tego, że się darła, zwisała wdzięcznie na statywie i zmieniała płaszczyznę. Ale co się działo po zmianię nie wiem, za mała jestem. Nie widziałam.
Widziała m za to pozostałych muzyków: dwóch w czapkach, dwóch łysych i jednego po środku (tzn. ani w czapce ani łysy i na dodatek na
uboczu). Ale nie wiem, czy to ma dla kogoś jakiekolwiek znaczenie.
No, i założę się, że jednym ze "smutnych panów ćwiczących pokera" był
akordeonista. Uśmiechnął się dopiero przy zejściu ze sceny. Hmmm, daje do myślenia.
Było fajnie. Mnie się podobało, gibbonowi się podobało,
nawet takiemu jednemu przede mną , co poczuł nagle bluesa (choć nie było nic w tym stylu) i przygrywał solówki na wyimaginowanej gitarze.
A.
To może kogoś zainteresuje. Na sali był Grabarz. Ale nie był potrzebny. Nie wiem w ogóle skąd pomysł, żeby na koncerty tego typu ściagać
grabarzy.
P.S. Zanim posypie się grad skarg i zażaleń, koryguję zawczasu: "Na sali był Grabaż" :)
| |