2010-01-19 19:49:31 Obyś uczyć musiał Zamiast „wystrugać cudownego pajaca, który by umiał tańczyć, fechtować i robić karkołomne skoki, abym mogła z nim wędrować po świecie i w ten
sposób zarobić na kromkę chleba” – poszłam uczyć do szkoły zawodowej (też pełnej pajaców).
Byłam wtedy piękna, młoda i pełna
wiary w kaganek oświaty, który gotowa byłam zanieść na swych drobnych barkach, nawet do szkoły zawodowej.
Młodzież kaganek miała w d…
za nic. Co sprytniejsi przynajmniej udawali, że się uczą, a ja udawałam że im wierzę i to dawało nam jako taką zdolność wzajemnej
koegzystencji.
Trafił mi się jednak jeden uczeń tak sympatyczny, jak i mocno naprzykrzający się. I tak – dwa razy w tygodniu przez
kilka miesięcy, prowadziliśmy mniej więcej taki dialog:
- To co, pani profesor, mogę już iść? – pytał jak tylko skończyłam odczytywać
listę obecności.
- Możesz – odpowiadałam niezmiennie.
- A będę miał obecność?
- Nie będziesz – mówię zgodnie z
prawdą, którą dobrze zna.
Tu następowała próba zmiękczenia mnie poprzez: dalsze biadolenie, branie pod tzw. włos, szantaż emocjonalny,
omdlenie, rwanie włosów z głowy i wszelkie inne, które nijak mnie nie przekonywały.
Pewnego dnia nastąpił przełom. Uczeń, jak zwykle
rozpoczął monotematyczny dialog (bez wiary w happy end, ale chyba w krew mu weszło). Świadomy swych wdzięków rozciągnął się na ławce jak Adonis na
łożu i patrząc mi głęboko w oczy, zadał oklepane już na wszelkie sposoby pytanie:
- Tooooo cooooo, pani profesooor, mogę już iść? – dla
wzmocnienia wypowiedzi, uniósł i opuścił kilkakrotnie brew.
- Możesz. Przecież wiesz – inteligentnie urozmaiciłam swoją
odpowiedź.
- A będę miał obecność? – zapytał przechyliwszy kokieteryjnie głowę i gdyby miał długie włosy - daję głowę, kręciłby loczki
na palcu wskazującym, jak jakaś lolita.
- Nie będziesz – dla wzmocnienia wypowiedzi kiwam głową i rozkładam bezradnie ręce.
-
A jak spierdolę? – spróbował prowokacji, konspiracyjnie zniżając głos i czekając na reakcję.
- To spierdalaj – odparłam subtelnym
szeptem, tak żeby tylko on słyszał.
To definitywnie zakończyło naszą „gierkę”. A uczeń zrozumiawszy, żem twarda niczym Roman
Bratny, nie podjął więcej prób ucieczki od mojego kaganka.
Ba, pokonany moją nieprzejadnością, zaczął nawet udawać, że się uczy. Dobre i to.
| |