2010-01-14 10:47:54 SPOSÓB NA MRÓZ Dziś znowu gramy w hokeja. Mam nadzieję, że nic się dziś komuś niespodziewanie nie urodzi. Wczoraj jeździłem rowerem po lesie i po wąwozach w naszych
górkach. Ciężko, ślady przetarte jedynie ciągnikami. Jadąc w rynnie po traktorowej oponie od drgań można dostać delirium. Trzęsie niemiłosiernie, co i
raz wpada się w zaspę, śnieg przenika wszędzie, bolą ręce, wysiada psychika, stygnie picie w bidonie, pogryzłoby się psa, ale akurat brak w pobliżu
zabudowań. Na śniegu widać tropy lisów, saren, ale też jakieś takie małe stempelki - może zające, może wiewiórki, kuny, żbiki, czy ratlerki w dresach
po ucieczce z miasta. Dzisiaj jednak za duży mróz na dłuższą przejażdżkę. Rano ciągnąłem sanki do przedszkola i o mały włos, a dziecko by mi
przymarzło do desek. Tak więc nie ma co ryzykować, lepiej poczekać do wieczora, zapędzić dzieci do ciepłego Fikolandu, a samemu rozegrać trzy tercje
hokeja. Będzie bezpieczniej dla zdrowia. Najważniejsze, żeby uniknąć telewizora. Ta współczesna Hydra największe swoje żniwo zbiera właśnie w takie
dni. A kiedy jeszcze dogada się z lodówką, z barkiem, z całym tym domowym luksusem, to koniec! Trzeba być w ruchu. Przejść się przynajmniej do
piwnicy, sprawdzić z którego słoika tak jedzie zgniłymi ogórami, skontrolować ciśnienie powietrza w oponach rowerów - musi być takie, że jakby szczur
próbował przegryźć dętkę, to ma mu wyrwać szczękę. Można też potańczyć z partnerką, w końcu mamy przecież karnawał. W domach bywa zazwyczaj ciepło,
więc może ubierzmy ją na styl brazylijskich tancerek samby. Strój jest prosty i jego koszt niewielki, bo ileż mogą kosztować trzy cekiny? Szpilki mogą
być z szafy. Od biedy można też wiercić otwory, ale to już raczej trąci desperacją. Nie dajmy się zimie!
| |