2010-01-07 09:12:15 Kto się przezywa … Schodziliśmy chyba z Doliny Pięciu Stawów, a warunki były bardziej niż niekomfortowe. Przed nami ktoś spadł na położoną niżej półkę skalną i połamany
czekał na ratunek.
Ścieżka była tak wąska, że dwie osoby przeciskały się tylko pod warunkiem, że jedna drugą przycisnęła do skały.
Nerwówka się nasilała z minuty na minutę. Zeszliśmy w końcu cało z tej wąskiej dróżki, ale dalej wcale nie było lepiej.
Stanęliśmy
i zadumali nad sposobem zejścia.
- Dobra, jadę na tyłku – przerwał nasze rozmyślania Marek.
Popatrzyłam w dół. Kosodrzewinki
jedna przy drugiej, a na dole? COŚ. Może przepaść? Nie było widać.
- Chyba głupi jesteś?! – wysunęłam delikatne
przypuszczenie.
Reszta też z dezaprobatą popatrzyła to na niego, to na „drogę”, którą obrał.
- Jadę! –
zadecydował, a ja się rozwrzeszczałam i wyzwałam od wariatów, bo mi nerwy puściły.
Podeszłam do ścieżki, Którą Schodzili Wszyscy. Była kręta,
wąska i mooocno oblodzona. Utyskując pod nosem na głupie pomysły kolegi, złorzecząc i wymyślając mu od najgorszych, rozważałam możliwość
przebyciaaaaaa…aaaaaaaa………
Ścieżka obrała metodę sama. Najpierw pociągnęła mnie za stopę, potem zjechałam na tyłek,
za chwilę śmigałam na plecach, bo ortalionowa kurtka najlepiej się do ślizgu nadawała, nadając również niezłego przyspieszenia.
Zjechałam z
Trasy Dla Wszystkich, na Trasę Kolegi po kolei mijając sterczące kosodrzewinki.
Machając kończynami jak przewrócony żuczek gnojarek, obróciło
mnie głową w dół. Zdążyłam zarejestrować w ostatniej chwili, że pędzę na jakiś głaz, w który zaraz przywalę i się zatrzymam i może to nawet lepiej, bo
nie spadnę.
Kiedy tak jechałam tyłem, rozkraczona komicznie, widziałam swoich towarzyszy w filozoficznych pozach, patrzących na mój niechybny
koniec.
Chciałam im nawet krzyknąć, żeby powiedzieli „moim wszystkim przyjaciołom, że im wybaczam, a śmierć miałam lekką”, ale
byli za daleko, tak w odległości jak i myślami.
I nagle się zatrzymałam. Bez ostrzeżenia. Bez uszczerbku na czymkolwiek. Nawet na kurtce
draśnięcia nie było.
Kolega, którego tak przed chwilą zbeształam, znalazł się nagle koło mnie i oskarżająco wymierzając we mnie palec
spytał:
- I kto tu jest głupi wariat?!
| |