2010-01-05 19:39:11 SALUT! Chyba nigdy w życiu nie przytrafiło mi się, żebym w okresie Świąt Bożego Narodzenia, Sylwestra, potem karnawału, nie poczuł się błogo, nie odpoczął,
wreszcie nie podjął pewnych refleksji, czy wątpliwych postanowień. Wątpliwych, bo wiadomo jak jest - najpierw, że niby będę więcej uśmiechał się w
pracy, gadał mniej głupot, więcej pisał, więcej trenował, mniej jadł, więcej przebywał w towarzystwie dzieci i duchowo się bogacił. Potem wychodzi
szydło z worka, w Święta zjadam słonia i mam na brzuchu pięć kilo w postaci półki na szklankę. To te najmniejsze zaniedbania. Ale nie ma co biadolić!
Przyzwyczaiłem się do autokrętactwa i przynajmniej nie jestem zaskoczony. A z innych ciekawostek podzielę się tą, że Sylwestra spędziłem w pracy - nie
pierwszy raz zresztą. Postanowiłem zatem odkuć się 2 stycznia. Pobrałem z domu małżonkę i wyprowadziłem z domu niewoli w miasto. "Repeta z Sylwestra"
- brzmiało obiecująco, wejściówka za dyszkę, wchodziły głównie niedotańczone młode i odmłodzone niewiasty. W życiu bym nie podejrzewał, że w takim
towarzystwie zostanę lwem parkietu! Około północy wykończyłem małżonkę. Mojego kolegę z kolei wykończyła jego partnerka, co oznaczało ani chybi, że
jesteśmy na siebie skazani. Okazała się bardzo długodystansową postacią, jednak początkowo jej zbyt głęboki dekolt wytrącał mnie z równowagi znacznie
skuteczniej, niż Wyborowa z sokiem jabłkowym. Po odzyskaniu pionu - co jednak trochę potrwało i nie umknęło uwagi mojej ukochanej małżonki -
przeniosłem swą koncentrację w nieco niższe partie nowej partnerki. To znaczy mam konkretnie na myśli stopy i wykonywanie rytmicznych kroków. Biodra
miała równie niebezpieczne jak okolice ramion, więc nawet już tam nie zezowałem. Około drugiej ktoś zamówił taksówkę i postanowił mnie wywieźć w
bezpieczne miejsce. Rano obudziłem się w przychylnych ramionach małżonki, chociaż nieco zdziwiony jej zdumiewającym rozdwojeniem, dwoma butelkami
coca-coli na stoliku, dwoma stolikami w ogóle, podwójną choinką... Innych postaci z ulgą nie stwierdziłem. Krzyknąłem sobie: Niech żyje Nowy Rok! I
dostałem nieoczekiwanie migreny...
| |