2009-12-17 20:58:25 Jak dobrze mieć sąsiada...usłużnego Wychodzący właśnie sąsiad zauważył, że zmierzam obładowana siatami w kierunku naszej wspólnej klatki schodowej i pędząc z rozwianym włosem jął był
szarmancko otwierać odrzwia. Nawet skłonił się nisko niby szambelan, grzywką zamiatając kurz.
Nie pozostało mi nic innego, jak rozpłynąć się
nad jego uczynnością i stylem wersalskim, o jaki w dzisiejszych czasach jakże trudno.
I zanim skończyłam te moje "achy" i "ochy", sąsiad
nadstawił dłoń i wychrypiał:
- Dwa pięćdziesiąt!
- Ech, sąsiedzie - westchnęłam, aż się siaty niebezpiecznie zakołysały. Ale pan
efekt zepsuł!
Dwa dni później, to ja byłam pierwsza przy drzwiach, a sąsiad z rozwianym włosem, o mało nie łamiąc nóg pędził, żeby jeszcze
skorzystać z otwartych drzwi.
Widząc jego trud, przytrzymałam łaskawie drzwi szelmowsko się przy tym uśmiechając.
Bystry sąsiad od
razu wywęszył, że pewnie też będę sobie chciała jego kosztem dorobić i zawahał się przez chwilę, zanim wszedł.
- Acha, pewnie teraz pani
będzie chciała odrobić sobie dwa pięćdziesiąt?
- Jasne - odparłam - ale ja w euro.
Na tak jawne zdzierstwo sąsiad postanowił sam
sobie otwierać drzwi i zrezygnował z moich usług.
| |