2009-12-11 09:49:49 Dar natury Ósmy marca któregośtam roku. Data nie bez znaczenia. Jeszcze przed południem, a mnie już jakaś głupawka dopadła. Śmieję się ze wszystkiego, jak nikomu
nieznany głupi do sera, a koleżanka dzielnie pracuje, nie poddając się moim nastrojom.
Telefon dzwoni. Odbieram – przedstawiam siebie i
firmę i słyszę:
- Dzień dobry, czy pani korzysta z daru natury?
- Błachachachachachacha – zaryczałam spontanicznie do
słuchawki, kojarząc to pytanie z jakimiś ludowymi gusłami, rwaniem i parzeniem ziółek w celu zdobycia męża, paćkaniem się w borowinowym błocku dla
piękności i innych takich ….. dietach cud.
- Halo?! Jest pani tam? – zdezorientowany rozmówca lekko się zaniepokoił nagłą ciszą w
eterze.
- Tak. Hmm, hmmm – odchrząknęłam znacząco, przeganiając radochę – Przepraszam.
Chwila na oddech. Wdeeeech …
Wydechu już nie zdążyłam zrobić, bo mnie znowu dopadło. Nie mogłam się pohamować.
- Uff – stękam do słuchawki trzymając się za brzuch
– o, matko, chachacha – przepraszam pana, chichichacha – to może ja oddam koleżankę?
- O, widzę, że panie już świętują?
– zorientował się zwalając moją niemoc na karb Dnia Kobiet.
- Agniecha – mówię przez łzy do koleżanki, chowając słuchawkę miedzy
kolanami – powiedz panu, chiiiiiiiiiichiiiiiaaaaa, czy korzyyyystamy z daru naturyyyyy, hyhyhychachachaaaiiiii
Koleżanka gwałtownie
odebrała ode mnie słuchawkę obdarzając mnie przy tym miną typu: totalny brak profesjonalizmu i po krótkim:
- Tak, słucham – wpadła w
moją głupawkę, kwicząc jeszcze bardziej niż ja przed chwilą.
Halo?! Czy ktoś tu mówił o profesjonaliźmie?
| |