2009-12-09 10:57:39 ŚW. MIKOŁAJ 6 grudnia, na zaproszenie naszej firmy-matki przybył do nas św. Mikołaj. Dzieci miały z nim spotkanie połączone z zabawą. Były teatrzyki, konkursy
(sędziowane jak nasza piłka - wałek za wałkiem!)próby wdrożenia dzieci do w miarę składnego tańca (daremne) i prezentacje talentów. W tej konkurencji
mogli również występować rodzice, tyle że nikt się nie odważył. Ja ze sceną mam do czynienia od lat, uznałem się więc za profesjonalistę i poczułem
się usprawiedliwiony. Natomiast znalazło się kilkoro dzieci, ale jedynie z ciągiem na scenę, a nie z talentem. Chociaż moją uwagę zdołały przyciągnąć
dwie bliźniaczki. Głosy identyczne, te same rumieńce na identycznych twarzach, takie same grymasy i gesty wykonywane w tym samym czasie, wrażenie
jakby ubrały maski. Do tego stopnia były swoimi kopiami, że nawet pęcherze odmówiły im posłuszeństwa w tym samym momencie, i zgodnie pognały
siostrzanym truchtem do toalety. Św. Mikołaj ukazał się dzieciom i nam w beznadziejnej czapce skrzata, w ogóle wyglądał jak zakamuflowany przestępca
zbiegły z aresztu śledczego w Lublinie. Przynajmniej buty miał czerwone. Ale dlaczego postanowił pląsać w dyskotekowych rytmach? Dobrze, że
przynajmniej towarzyszące mu Śnieżynki wyglądały na niewinne. Zresztą, kto ich tam teraz wie. Ja też wyglądam na grzecznego, a wiem, że jestem
niegrzeczny. Nawet prezentu nie dostałem. Mniejsza z tym. Moje dzieci były szczęśliwe, dostały ogromne paki z mnóstwem słodyczy i maskotek, wystąpiły
w zwycięskiej drużynie (oczywiście było wałowane!) skacząc na piłce. Piłka sięgała pod szyję mojej córeczki, więc możecie sobie Państwo wyobrazić jej
skoki. Zdjęć nie udało mi się wykonać, przez tłum niewiast będących mamusiami, które trzymały swoje aparaty zawieszone niczym trzecia pierś, cały czas
gotowe do wykonania niezapomnianej fotografii swoich pociech. Na "przepraszam" nie reagowały, a łapy wolałem mieć przy sobie, więc nie mogłem się
przepychać. Inni tatusiowie przyjęli tę samą taktykę, choć i ich z pewnością korciło, żeby jednak spróbować. Poradziły sobie jedynie małżeństwa będące
w komplecie. Najważniejsze, że dzieci były zadowolone. Dostałem od nich orzeszki ziemne i długopis własnej firmy. Obiecują jeszcze udziały w ptasim
mleczku. Może jednak wysępię jeszcze galaretki. Bardzo je lubię!
| |