2009-11-25 11:46:46 Mama za kierownicą unika mandatu Co tu dużo gadać. W razie czego, po prostu powalam ich wdziękiem. W końcu wiadomo, że nawet słoń w składzie porcelany ma go sporo :)
Kogo? No
kogo, kogo?! Wiadomo przecież, bez wytykania palcem.
Podchodzi taki poważny i służbowy i zagaja władczo:
- Dokumenty, prawo jazdy,
etcetera, etcetera.
To daję mu te wszystkie etcetery z szerokim uśmiechem, jakbym los na loteri wygrała (i to ten z większą wygraną, a nie
tylko ze zwrotem ceny losu).
Ale wiecie, oni twardzi są. Jeszcze się nie dają, żeby nie było ….
Ale po chwili zaczyna mówić
bardziej luzackim tekstem:
- Wie pani, za co została zatrzymana?
No to mówię, jak na spowiedzi, nieśmiało spuściwszy wzrok (można
wcześniej uroczo zatrzepotać rzęsami):
- Taaaa, przejechałam na czerwonym (tu uśmiech musi się nieznacznie zmienić albo wręcz znacznie, żeby
nie było, że prowokuję albo bezczelna jestem).
Uuuuuu. To teraz zaczyna się dopiero gadka o wszystkich tych punktach, kasie, której już nie
wydamy na siebie, tylko na państwo (i tu już zdecydowanie należy zrezygnować z wszelkich uśmiechów, raczej się przerażamy przedstawianą wizją,
mimochodem kierujemy wzrok na dziecięce foteliki z tyłu i bijemy się w piersi, że mea kulpa i że never ever, słowo harcerza!)
O, jak padnie
słowo „harcerz” – czyli mundurowy, to zaczynamy być bliższe ciału, jeśli tak można to porównać.
Jak bystry i zauważy
fotelik (nie mówiąc o naszych akrobacjach, żeby pokazać mu je „mimochodem”), to już musiałby być bez sumienia, żeby mandat z grubej rury
dowalić. O ile w ogóle.
I nie zapominajcie – najważniejsza broń – WDZIĘK!
Oczywiście piszę to wszystko z doświadczenia
własnego i muszę przyznać, że jest nieźle.
Taaak. Jak zdarzy się taki, co lubi stare, grube, brzydkie i kostropate, to puszcza.
Jak
nie, to czasami za foteliki ujdą punkty karne.
Ale w końcu, co?! Liczy się rosnąca statystyka!
|  |