2009-10-20 14:28:56 Przychodzi baba do lekarza i szlag ją trafia.
Wiecie, ja tak z tymi lekarzami to nie przesadzam (żeby nie było ...). Ale czasami pójść trzeba, więc idę, zwłaszcza, że
dwa miesiące czekałam na termin.
Tydzień wcześniej dzwoniłam, żeby się upewnić czy aby moja skleroza jeszcze się nie posunęła w
zaawansowaniu, ale nie, dobrze zapisałam.
Dzień podporządkowałam wizycie. Wywaliłam z chałupy gościa, choć jeszcze chwilę chciał posiedzieć,
ale nic z tego, bo książeczkę trzeba w zakładzie pracy podbić.
I latam tak w te i wewte, załatwiam sprawy okołopójściowe do lekarza i
jeszcze dzieciaka w to mieszam, a nawet dwójkę.
Godzinę wcześniej wyjeżdżam, bo korki ..., jasna sprawa. I co? Kolejka do rejestracji jak
..... wiadomo co.
Nie będę przecież stała, o co to nie! - buntuje się moja dusza. Podchodzę, żeby "tylko spytać" i co słyszę?
Że
"ale przecież doktor dzisiaj nie przyjmujee".
No, jak nie przyjmuje, jak dzwoniłam i się pytałam!?
- Ale było dzwonione - dziwi się
pani rejestratorka, poprawnie odczytując mój numer telefonu. - Bo przecież skądś ten numer jest - uzasadnia swoją pokrętną logiką.
- No,
jest. - mówie wkurzona - bo go podawałam przy rejestracji. Właśnie na taką ewentualność!
Ale pani tego nie słyszy, albo nie chce i upiera
się, że było dzwonione.
- Co to znaczy? - się pytam, bo do mnie nikt nie dzwonił.
I do pani, która przyjechała specjalnie 30 km też
nikt nikt się nie dodzwonił i pewnie do kolejnych osób, które w tym dniu stawiły się na wizytę, też się nikt nie dodzwonił.
Dzwoniły nam za
to zęby z nerwów. Do końca roku zapisów już nie ma, lekarz na urlopie, będzie jeszcze w czwartek - można przyjść i się bić z innymi pacjentami o
miejsce. I z lekarzem, jak nie bedzie chciał przyjąć - doradza (może nie dosłownie) rejestratorka.
Nie, no. NFZ! Nic F Zamian!!
| |