2009-10-11 20:55:16 ODPOCZYNEK Tydzień temu powróciliśmy ze Sławciem z gór, kończąc tym samym sezon rowerowy. Co nie znaczy, że chowamy sprzęt do piwnic i bawimy się do wiosny w
nicnierobienie - co to to nie! Na razie wciąż jeszcze żyjemy wspólnym wyjazdem w Beskidy, wspominamy górskie ścieżki, przepiękne widoki, atmosferę
wieczorów spędzonych na kwaterze wyposażonej nawet w korkociąg, nie trzeba więc było wpychać korka do środka, a na wiśnióweczkę był specjalny
kieliszeczek, w sam raz taki, żeby go nie połknąć wraz z zawartością. W tle nasze siatkarki walczyły o medal a my rozkładaliśmy na stole mapy. Było
wzniośle i przyjemnie. Ciemność za oknem nieprzenikniona. Kiedy w nocy zdarzyło mi się wstać psi-psi, nie mogłem trafić do pokoju. Huknąłem najpierw w
krzesło, potem we framugę, następnie w róg szafy, po czym się poddałem i nie chcąc zapalać światła by nie budzić brata, zszedłem do parteru odbywając
dalszą drogę w kierunku łóżka na czworaka. Łóżko było trochę nie tam, gdzie się go spodziewałem, ale z faktami nie zamierzałem dyskutować. Walnąłem
łbem w deskę, i byłem oto u celu swej robaczej podróży. Poranki rześkie i ciche, winogron zwisający nad oknem, przebijające się przez liście światło,
zaraz śniadanko, a po kawie wyjazd w góry. Tam to już kompletnie bez słów. No, może nie licząc uwag w stylu: kurde, ja pierniczę, zaraz zdechnę, miało
być powoli. W ubiegłą niedzielę, już sam, pojechałem prosto z gór na ostatni w tym sezonie wyścig. Potężny wiatr przewracał niemal rowery, strącał
drobne, ale i większe gałęzie. Osobiście dostałem tylko żołędziem i wielką muchą (czy może kolibrem?). W generalce byłem w końcu szósty - szczyt moich
możliwości, bo był to dla mnie wyjątkowo ciężki i pełen doświadczeń sezon. Teraz odpocznę nieco. W pracy ledwie wylizali się z ran, a już coś szepczą
o kolejnej imprezie. Tu, niestety, sezon trwa cały rok. Zero wniosków - nic! No cóż, może inni też potrzebują ekstremalnych doznań. Ja lubię jazdę na
rowerze, a oni być może lubią jazdę w domu. Co kto woli!
| |