2009-10-05 11:44:18 Zapomniał. Jak mógł?! Wieczór. Przystanek autobusowy w Niemczech. Czekam na autobus. Obok mnie dwóch Turków. Nadal czekam. Oni zresztą też. Mam jeszcze sporo czasu, więc
się nie niecierpliwię. Wieczór ciepły jest. Czekam.
Nagle ciszę mąci gwizd. Nic dziwnego. Niejeden w końcu umie gwizdać. Ktoś se gwizdnął.
Nawet szczególnie mnie to nie obeszło. Ale ten ktoś gwizdnął ponownie. Za trzecim razem, lekko się wkurzyłam, bo nie lubię, jak ktoś na mnie gwiżdże,
z drugiej strony nie wiem czy na mnie, bo na gwizdy się nie obracam. Błędne koło, kurczę.
No, nic. Chodzę i udaję, że mnie to nie dotyczy, że
mnie to nie obchodzi, liczę chmury, ale kątem oka widzę, że Turcy też mnie obserwują. No super, myślę sobie. Pewnie jacyś ichni kolesie sobie żarty
stroją, jeszcze mnie ci zaczepiać będą.
I faktycznie, teraz oprócz gwizdania, słyszę jeszcze cykanie, chrząkanie i inne neandertalskie
próby zwrócenia na siebie uwagi.
Kiedy sytuacja zaczynała się nienaturalnie przeciągać, tzn. nie mogłam tyle czasu udawać, że nie wiem o co
chodzi (oprócz wymienionych postaci, nikogo więcej na przystanku nie było) – odwróciłam się w stronę moich przystankowych towarzyszy, a ci
ruchem głowy wskazali mi samochód parkujący po drugiej stronie dwupasmowej ulicy.
Z samochodu wesoło machał do mnie kolega Herbert, który
chciał mnie podwieźć (co prawda, w drugą stronę, ale liczą się chęci), a że zapomniał mojego trudnego imienia, posiłkował się czym umiał
| |