2009-09-10 10:18:18 KOT "2" Szkoda, że nas tak niezasłużenie pokarali nasi piłkarze. Wynik rusza mnie mało, pamiętam przecież o drużynach typu Wyspy Owcze, czy Kirgizja, gdzie
strzelenie komuś bramki raz na dwa lata jest świętowane przez kolejne dwa. Takie drużyny zbierają cięgi w każdym meczu, a przecież mają swoich
kibiców. Widać w sporcie chodzi o coś więcej. I właśnie chyba tego "więcej" wczoraj zabrakło naszym chłopakom. Szkoda też Leona, bo w sumie
zdecydowanie fajny gość. Ma tę zaletę, że nie mówi po polsku, więc mało który kibic irytuje się po jego wypowiedziach. Tymczasem oglądajmy
siatkóweczkę, kosza. Tam przeciwnicy radzą sobie umiarkowanie, albo nawet wcale. Zupełnie jak ja, z kotem. Wczoraj dał się złapać podejrzanie łatwo.
Kiedy jednak wyłożyłem mu przed nosem narzędzia tortur w postaci maści i strzykawek - pokazał lwi (koci) pazur. Ta czarna domowa małpa patrzyła mi
bezczelnie prosto w oczy i wyprowadzała krótkie lewe - bądź prawe - proste, w kierunku mojej kolarskiej twarzy. Tylnymi łapami kocisko wbijał mi się w
okolice miejsc, o które słusznie mogłem się niepokoić. Nie dopuściłem tym razem do żadnych pościgów, trzymałem typa mocno, a on równie mocno próbował
przebić mi szpileczkami dżinsy. Wkurzył mnie, trochę też nastraszył. Bo kto mi później w domu przyzna podczas obdukcji, że te nacięcia pomiędzy
pachwinami pochodzą od kotka? Jakoś udało mi się doprowadzić sprawę do końca, wtłoczyłem płyny w gardziel whiskasa, puszczając go wolno. Już miałem
zamiar zadzwonić do mamy z informacją: - Słuchaj mamo, jakoś, kurczę, dziwna rzecz, bo wiesz co, ten twój kot, to on wypadł. No, zwyczajnie, chodził
sobie po balkonie i poślizgnął się na mydle. Tak że wiesz, głupia sprawa, ale kwiatki są podlane. - Miałem chęć go dorwać i zakończyć tę jego i moją
udrękę. Jeszcze cztery takie dni? Za wiele dla nas obu. Szukam telefonu, usiadłem zaraz w fotelu, pilocik, Trwam, a ta łajza - myk!, i już mi siedzi
na kolanach. Czy to widok Pani Jasnogórskiej tak na niego pojednawczo podziałał, czy ta przerażająca kocia głupota, niezdolna kojarzyć najprostszych
związków przyczynowo-skutkowych, kazała mu wybaczyć swemu oprawcy? Nie wiem. Łbem pocierał mi klatę, ja w jednej ręce telefon, memory, w drugiej
pilot, sytuacja na którą nie byłem przygotowany. Widzę te chore uszy, ranę na karku, słyszę mruczenie. Nie pozostało mi nic ponad warunkowe
wymięknięcie. Pomyśleć, że to kot uczył mnie przebaczać! Niesamowite. Pomyślałem: - Dobrze, rannych i chorych się nie rusza. Konwencja z Genewy. Jutro
przyjdę, pomyśli się co dalej. - Zadzwoniłem do mamy: - Mamo, kot w porządku. Ale te kwiatki coś nie bardzo są. Co? Aha! Trzeba było podlać? A...! No,
to kot w porządku. Pa!
| |