2009-08-13 14:02:59 SŁOWA Z GÓR PŁYNĄCE... Przeglądając wszystkie moje wpisy można odnieść wrażenie, że ja nic nie robię innego ponad pedałowanie, że jem na siodełku, że pracuję na ramie,
zjeżdżam, podjeżdżam, babram się w wyścigowym błocie, czasem hycnę małżonkę, czasem z dziećmi coś przeżyję lub zbuduję z klocków, że coś sobie zrobię
w nogę, że czasami mam nie najświeższy poranek pełen zaklęć "że już nigdy więcej!", albo też w nie do końca jasny sposób poruszam się po mieście z
gitarą. Kilka dni temu znowu wróciłem z gór. Na drogach wokół Zakopanego trenowałem z synkiem i jego kolegami z klubu, podjazdy i siłę charakteru.
Objechaliśmy wszelkie możliwe góry, wszystkie warianty, w tę i w drugą stronę. Ilość samochodów skutecznie jednak odbierała nam przyjemność obcowania
z pięknymi Tatrami. Turyści przemieszczają się tam samochodami nawet tylko o kilometr. Tatry umierają stojąc! Trochę się zniechęciłem do tych okolic.
To tak jak jeździć rowerem po Głogowskiej - tyle, że bardziej stromo. A po słowackiej stronie zupełny spokój! Jeśli już spotykaliśmy samochody, to
większość z nich pochodziła z Polski (tak jak Tyskie!). Z roweru było widać grzyby. Podobne do naszych, ale te zagraniczne to może trujaki? Nie wiem.
W każdym razie ilość turystów u nas, a u nich, ma się jak 1:100. Górali prawie żadnych, po obu stronach. Owiec widziałem może ze dwadzieścia. A
przecież biorąc pod uwagę ilość sprzedawanych oscypków, owce powinny biegać nawet po rozbiegu Dużej Krokwi! Strach pomyśleć z czego te oscypki są
miętolone! Bo krów też mało. Po Krokwi, owszem, biegają jakieś stada, lecz mają tyle wspólnego z owcami, że zachowują się jak barany - wrzeszczą,
popychają się, robią zdjęcia piędzi ziemi, po której stąpali Małysz, Morgenstern, Bachleda-Curuś i Kwaśniewski podczas Pucharu Świata w skokach. Przy
willi Witkiewicza nie spotkałem nikogo. Może lepiej? Widok podrabianego górala sprzedającego w tym miejscu ampułki wiatru wiejącego tu przed wojną...
Zszedłbym natychmiastowo. A tak schodzę powoli, równomiernie do znikających elementów mojego idealistycznego obrazu świata. I dobrze mi z tym, chociaż
nie mogę sobie darować pięciu dyszek zgubionych gdzieś na góralskiej ziemi. No bo przyznaję, że jednak lepiej wydać na głupoty, niż zgubić i
zafundować głupotę innym. Ale nie wiem, dlaczego lepiej? Ot, taka mała niedoskonałość... No właśnie, nic innego nie robię, tylko pedałuję i gubię
różne rzeczy! Dobrze. Idę na rower.
| |