2009-07-28 18:38:51 ARMSTRONG, PREZES, I LĘKI. Czy ktoś z Państwa oglądał zmagania kolarzy w tegorocznym Tour de France? Czy widzieliście dziadka Armstronga, jak jechał po górach? Mnie raczej
trudno by było tam wypatrzeć. Z Lancea Armstronga to ja mam tylko mniej więcej wzrost, wagę, wiek, i może jeszcze kowbojskie usposobienie. Cieszy
mnie, że człowiek o podobnych do moich parametrach, jest w stanie wciąż zagrażać najlepszym. Jednocześnie smuci, że mój pracodawca nie jest moim
sponsorem, i zamiast na wyścigi, posyła mnie do roboty. Widać "góra" w mojej firmie nie przejmuje się sportem. Choć rywalizacją - owszem! Bliższe jej
filozofii są jednak całkiem inne dyscypliny - np. strzelectwo, łucznictwo, zapasy, cymbergaj, rzut młotem, pozoranctwo, wazeliniarstwo, i quizy,
zawierające same złe odpowiedzi. Codziennie przejeżdżam pod prezesowskim oknem na rowerze, codziennie mnie widzi - nawet w zimie! - a nigdy mu nie
przyszło do głowy, że ten pracownik, ten mały trybik, niewiele większy od trybiku w jego własnym rowerze, ten jadący od strony lasu człowieczyna;
jestże on materiałem na profesjonalnego kolarza? Niech spożytkuje tę swoją energię inaczej, na chwałę firmy. Niech ten jego sztywny kolarski tyłek nie
wygniata miękkiego fotela, a cierpi na równie sztywnym siodełku. Ale nie! On nigdy tak nie pomyślał! Miękkie fotele zamienił po prostu na twarde,
rozdał niepiszące długopisy, każe drukować z dwóch stron, kupuje badziewiasty tusz, i żadnych dętek! Nic! Wszystko mam za swoje! A on oponki Michelin
w służbowym autku, służbowa benzynka, telefonik. Marynara chyba też, bo coś kiepsko na nim leży i przypomina mi naszego ubiegłowiecznego prezesa.
Właśnie, ciekawe co się dzieje z tamtym? Podobno interesował się nim jakiś PROkom? Czy może PROkurator? Kurczę, już nie pamiętam. Wiem, że wtedy był
tylko czarny tusz, a teraz jest kolorowy. Słowem, PROgres! Do PROfesjonalizmu jednak wciąż daleko. Z rzeczy na "PRO", bliżej już raczej któremuś z nas
do PROstaty. Mam nadzieję, że nie mnie! PROszę!
| |