2009-07-02 11:20:05 WAKACJE Piękna pogoda. Żyję nadzieją, że utrzyma się przez najbliższe trzy tygodnie, bo wyjeżdżam z ukochaną rodzinką na wakacje! Pobyt zorganizowaliśmy sobie
nad morzem, więc brak słońca to tam wyjątkowo niesprzyjająca okoliczność. Nie chodzi oczywiście o mnie - zresztą ja wolę góry i na piachu leżę w
głębszej depresji niż Żuławy - tylko o małżonkę, która bez przemiany w skwarka nie zalicza urlopów do udanych, co odbija się na psychice wszystkich
pozostałych uczestników tych ewentualnie niefartownych wypraw. Łącznie z samochodem, który w drodze powrotnej z kanikuły lubił sobie czasem rozwalić
rurę, uszkodzić mechanizm podnoszenia szyby, lub rozszczelnić układ chłodzenia. Człowiek kulturalny nie daje się jednak wyprowadzić z równowagi w
podobnych sytuacjach, jeśli już, to bluzga tylko pod nosem, niszczy w ukryciu drobny bibelocik - np. rzucając o ziemię starym telefonem - i z
uśmiechem zaprasza zestresowaną rodzinę na lody. Ponieważ przy drogach w Polsce na poziomie mamy tylko tirówki, stacje benzynowe i Mc.Donaldy,
wybieramy te ostatnie. Tam, w przyzwoitych warunkach, myjemy rączki i pijemy niezłą kawę, nabywamy chińskie zabaweczki, siedzimy, i czekamy aż mamusia
powie: daleko jeszcze? Bowiem jej głowa kombinuje już, że jeślibyśmy zdążyli przed dwudziestą, to ona zdąży jeszcze na piętnaście minut do solarium,
włączą jej jakieś atomowe turbo-opalanie, i w konsekwencji nie będzie obciachu po powrocie do zeskwarkowanych koleżanek z pracy. Ale najważniejsze,
żeby być szczęśliwym. Moja rowerowa pasja również jest czasem postrzegana jako drobna forma masochizmu. Bez roweru nie wyobrażam sobie takiego
wyjazdu. Żebym z braku miejsca miał go ukryć nawet pod maską silnika, to i tak go zabiorę! Chociaż zawsze, kiedy znajdę wreszcie podczas urlopu jakąś
fajną trasę, to mam trzy dni do wyjazdu. Tym razem, z pomocą internetu, wypatrzyłem w kalendarzu imprez dwa wyścigi w okolicy, które odbędą się akurat
w trakcie naszych wczasów! Aż się we mnie zagotowało! O jednym powiedziałem żoneczce. Po jej reakcji, temat drugiego postanowiłem przemilczeć. Coś
wymyślę na miejscu. Wymknę się może przez balkon, tak około czwartej nad ranem. Portier pewnie się zdziwi, że zamiast wracać, wychodzę. Trzeba będzie
wejść z nim w porozumienie, żeby mnie nie zestrzelił z wiatrówki. Zwłaszcza, że on też około czwartej rano nie będzie najświeższy i będzie mógł łatwo
pomylić mnie z albatrosem. Zresztą w ogóle nie wiem, czy do albatrosów się strzela, ale jeśli się strzela, to lepiej nie ryzykować. Do miejsca startu
wyścigu mam z naszego nowego ośrodka nieco ponad sześćdziesiąt kilometrów. Dam radę! Telefon się wyłączy, by nie być niepokojonym przez zaniepokojoną
małżonkę. Po powrocie powiem, że się upiłem z miejscowym rybakiem i spałem w jagodach śmierdzących dorszem. To łatwiej przejdzie. Bo pięć dyszek można
przepić. Ale wydać na opłatę startową... O, chłopcze! Marnotrawstwo! Zatem zapowiada mi się bardzo atrakcyjny i emocjonujący pobyt. Chyba mam
wprawdzie trochę za wąską klatę na plażę by budzić szacunek, i więksi mogą mi zasypywać dołki i burzyć babki. Nie powinno jednak być aż tak źle. Jak
będzie słońce, żonka nie da nas skrzywdzić i przegoni największe nawet cienie!
|  |