2009-06-18 21:13:04 Asertywny mąż Artystka się we mnie obudziła. Znacie ten stan? Człowiek chodzi jak podminowany i rozsadza go chęć tworzeenia. Mnie się zachciało malowania.
Akwarelami. Jakbym wiedziała, że to najtrudniejsza technika, to bym się tak nie rwała. Ale nie wiedziałam i się dorwałam.
To jeszcze pół
biedy. Skoro stworzyłam, chciałam, żeby wisiało i było podziwiane.
Przez kilka dni prosiłam, błagałam i namawiałam męża, by mi wbił
odpowiedni gwoździk w odpowiednie miejsce. Nie żebym nie umiała, nie takim sprzętem się operowało, po prostu tego typu "skarby" są skrzętnie
ukryte.
No, to proszę i proszę, a że to do mnie nie podobne, biorę cudem znaleziony gwóźdź w swoje ręce. Jeah!
Trzy łupnięcia i
obrazek wisiał. Tylko, że, kurczę, jakoś daleko od ściany :/
Mąż usilnie udawał, że nie widzi moich poczynań, do momentu, w którym zaczęłam
coraz gwałtowniej stukać, sycząc przez zęby słowa mobilizujące.
Obrócił się leniwie. I jego wyraz twarzy ukazujący politowanie, zmienił się
błyskawicznie w ukazujący zgoła coś odmiennego.
Moje dzieło wreszcie wywarło na niego jakieś wrażenie. Co prawda było to dzieło zniszczenia
i nie o taki wybuch emocji mi chodziło, ale dobre i tyle.
I zaraz tam zniszczenia! Po prostu gwóźdź był nieadekwatny. Jaki był, taki
wzięłam. Mógł sam. Mógł, no nie?
Ale tego nie zrobił z jednej prostej przyczyny. Jemu się po prostu mój pierwszy, wykonany tak trudną
techniką obrazek nie-po-do-bał :/
Trza było demolkę w chacie zrobić, żeby to z niego wydobyć! Mężczyźni!!
| |