2009-06-18 12:26:32 Z dziećmi w tle Łikend. Ciepły i słoneczny. Książka, huśtawka i mąż do opieki nad stadłem. Czego więcej trzeba? To korzystam i pozostaję głucha na wszelkie odgłosy.
Jest doobrze.
Wtopiwszy się w krajobraz działki, ukradkiem obserwuję poczynania rodzinki. Nadal jest dobrze, bo niczego ode mnie nie chcą
:D
W końcu, po ktrórejśtam rundzie rowerkiem na kiju, mąż postanawia się zbulwersować wobec, było nie było, narzuconego stanu rzeczy :]
(uściślam: dziecko na rowerku z kijem, nie mąż).
- Dobra, teraz ty sie nimi zajmij - sapnął, klapnąwszy z impetem na huśtawce obok
mnie.
- Pff! - fukam - niby dlaczego?! - sarkam grzecznie
- Bo ja cały dzień się nimi zajmuję - pada najgorsza z możliwych
odpowiedź.
No, wiecie?! To ma być argument?! Biedactwo, cały dzień się dziećmi zajmuje - buachacha (szyderczy rechot). A ja to niby co robię?
Siedem dni w tygodniu? Od rana do wieczora? Bez uropów i świąt i wolnego?!!
Uświadomię, niezorietnowanych - SIEDZĘ! Taaak, taak - siedzę.
Nic nie robię, jak Beata Kozidrak "siedzę i siedzę". Bo przecież powszechna jest opinia, że z dziećmi w domu się "siedzi".
W zwiazku z
powyższym, uspokajam w sobie gburię - furię i proponuję mężowi, żeby dalej sobie z dziećmi "siedział", bo
przecież niczego więcej się od niego
nie wymaga w ten słoneczny, ciepły dzień.
A ja wracam do lektury.
Czuwaj!
| |