2009-06-18 10:22:09 Inwektywy - najlepsze na wodzy Obóz zuchowo - żeglarski. Ja w roli surowej wychowawczyni z zasadami, trzymam wieczorną wartę. Obok - obóz żeglarski dla starszej młodzieży.
Spokój, cisza, ... Aż tu nagle jakieś cienie zbliżają się do zuchowych domków, otwierają drzwi i bezczelnie włażą dzieciakom z włączonymi
latarkami "na salony".
O, żesz ty ...! - myśle sobie - harcerzom figli się zachciewa i mi dzieciaki budzić będą!
Niedoczekanie.
Zrywam się, zanim to nastąpi i głośnym, stanowczym "E!", zwracam uwagę, że tu się pilnuje.
Cień mnie zauważył,
kierując światło latarki tym razem w moje oczy.
- Czego tu?! Spadać mi stąd z tą durną latarką! - zaczynam łagodne
pertraktacje.
Latarka nic. Nadal po oczach daje. Więc przybieram pozę Czaka Norisa i dalej nagabuję, żeby latarkę wyłączył - buc jeden, bo
zaraz od tyłu będzie świecił. I czego się tu plącze, nic lepszego do roboty nie ma, że maluchy straszy?!
- Wyłącz to, idioto, do ciebie
mówię! - dokładniej precyzuję.
Ale nadal nic. Zero reakcji. Tzn. światłość nadal po oczach bije, a niezrażony cień, prze niczym
tur.
I gdy już miałam włączyć ciężką altyrerię słowną, ewentualnie użyć nóg i rąk w celu spełnienia obietnicy, latarka zgasła, a przede mną
stanął ..... kierownik obozu, we własnej osobie :/
- Ooo, ooo, to pan (?) Eeee, tego, .... - trochę mnie przystopowało w
krasomówstwie.
- No, ale przynajmniej widać, że ktoś tu pilnuje - odparł, uśmiechając się pod nosem, widząc moją głupią minę i życząc mi
dobrej nocy, udał sie na spoczynek.
|  |