2009-06-18 09:00:50 LEKCJA nauki jazdy udzielona wczoraj mojej młodzieży sprawiła radość wszystkim. Mnie, bo mogłem z nimi pobyć, a im, bo to frajda prowadzić prawdziwy
samochód. No, nie po publicznej drodze, ale zawsze... Jakie są reguły, żeby to sprzęgło, gaz, hamulec, żeby to wszystko zapamiętać, zgrać... a potem
jeszcze kierunkowskazy, spryskiwacz, klakson... Kochani, na początku wszystko wydaje się trudne. Ale przecież nauczyliście się chodzić, jeść, pisać,
czytać, liczyć, więc i samochód niebawem opanujecie. I oby rozsądek, gdy będziecie już całkiem samodzielnymi użytkownikami dróg, chronił Was i innych
użytkowników przed pokusą szpanu, chamstwa i ścigania. Opanowujcie już teraz swoje apetyty na wyścigi, jak opanowujecie apetyty na niektóre potrawy:
bo z mięsa, bo za dużo kalorii, bo nieświeże... Ważniejsza wszak lekcja była później, gdy wyszło, jak zielone na białym, co się dzieje, kiedy
współużytkownicy czegokolwiek uprawiają jazdę dowolną. Z lekcji trzeba korzystać. Ja też wciąż się uczę. Nie bez Waszego udziału!
| |